» Wto sie 12, 2008 11:48
Hmm, ciekawa dyskusja.
A więc, kociarze są "nawiedzeni". Rzeczywiście nieraz zauważyłam sporo oagresji chocby na forum wobec osób nowych, o odmiennych poglądach.
Ale też myślę, że osoby pomagające kotom maja u nas ciężkie zadanie, właśnie z powodu tak powszechnych przekonań o kotach... Np. właśnie, że są to "wolne" zwierzęta, że nie można ich niczego nauczyć czy zakreślać granic, w jakich mają żyć.
A prawda jest taka, że kot nie może racjonalnie "sam wybrać" najlepszego sposobu na życie, bo podobnie jak dziecko nie jest po prostu świadomy bardzo wielu zagrożeń, na jakie naraża się wychodząc bez nadzoru.
Za niedopilnowanie dziecka grożą sankcje karne, a kot...
Znam kociarzy, także ze wsi, którzy mieli koty wychodzące. Tylko jeden umarł ze starości, śmiercią naturalną. Jeden! A reszta? Znikała nie wiadomo dlaczego, a czasem wiadomo było dlaczego - i tego rodzaju śmierci kot na pewno świadomie by nie wybrał.
Jestem przeciwna wypuszczaniu kotów bez nadzoru, tak samo jak nie wypuszcza się tak psów. Te koty są same narażone na wiele niebezpieczeństw (np. zagryzienia przez psy - sama byłam świadkiem), a w dodatku wchodząc do cudzych ogrodów są zagrożeniem dla zwierząt, które tam mieszkają (np. agresja, przenoszenie chorób). Pod nasz dom podchodzą takie właśnie puszczane luzem koty, niektóre agresywne, i to jest dla mnie główny problem gdy wyprowadzam swoje koty....
Który kot chce zginąć pobity przez inne, niewykastrowane koty (jak kocurek naszych przyjaciół), otruty, zapewne przypadkowo (kotka w domu, w którym mieszkałam), umrzeć w męczarniach z powodu kociego HIV, czy zastrzelony z wiatrówki, czy pod samochodem... i tak dalej...
Kot wychodzi z ciekawości, z powodu instynktu łowieckiego, czy żeby bronić terytorium, czy wreszcie z powodu silnie odczuwanego przymusu poszukiwania partnera i nie wie, na co sie naraża, podobnie jak dziecko grające w piłkę na ulicy nie robi tego, żeby zginąć.
Rozumiem, że mając ogród chce się wypuszczać tam koty - ale jeśli wychodzą bez nadzoru należy zabezpieczyć ogród tak, by nie mogły pójść dalej. Jeśli chodzi o problem myszy, to w zupełności wystarczy.
Naturalnie gdy byłam dzieckiem, było dla mnie oczywiste, że koty chodzą, gdzie chcą. Taka jest u nas tradycja. Ale dziś nie oddałabym kota do domu wychodzącego (w takim znaczeniu jak tu opisany, bo przy zabezpieczonym ogrodzie jak najbardziej). Nawet gdybym była przekonana o dobrych intencjach tego, kto chciałby go przygarnąć.