I jeszcze pewnie na zakończenie wątku komunikat polecznicowy, bo Miciu odbył kolejną wizytę. A jak płakał po drodze!
Zapytali mnie w rejestracji z jakim ja przypadkiem, a raczej już mnie wszyscy znają

-Pokazać kota- powiedziałam.
Słodka i śliczna pani Marzena, która asystuje przy wszystkim, zapodała doktorom, że będzie pokazywanie kota.
Natychmiast dodałam, że ja za darmo kota nie pokazuję, bo to kot wyjątkowy i żeby się przygotowali.
Miciowi nie pozwoliłam dać żadnego antybiotyku, ani sterydu, a już chcieli lecieć ze strzykawką, tak dla wszystkiego.
Więc dzisiaj się skończyło na jodynie. Rivanol nie, bo ściąga. Jodyna tak, bo skuteczniejsza.
Nawet nie pisnął i okrzyknięty został najdzielniejszym harcerzem klinik.
A jak zacznie się goić i wysychać, to wtedy, na koniec właśnie, tę maść do pup noworodków, majerankową.
Szybko, szybko do transporterka, gdzie wył, bo myślał, że to nie koniec i tylko zmieniamy gabinet.
Zajechaliśmy prosto pod sklep zoologiczny, gdzie odebrałam pachnące 10 kg zamówionej Sanabelle, wysypałam na Micia i się zamknął. No, może nie do końca wysypałam, ale postawiłam otwarty wór obok kontenerka.
Generalnie mam się nie przejmować, zagoi się.
To się nie przejmuję
