MARCIA dzięks! już mślałam ,że wszyscy o nas zapomnieli... a tu taka niespodzianka
dziś Minia z rozpaczy wlazła pod łóżeczko młodej...bo ma wciąż w uszach 2 popiskujące maluchy, które nieustannie nawołują swoją mamę...
a rano narobiła rabanu, bo chciała pić i qupę....znów było małe zatwardzonko, jakoś mało pije chyba ,że to jakieś jeszcze wcześniejsze pozostałości...przynajmniej tak wyglądały...
ale spoko dałyśmy radę

martwi mnie to siusiu sączy się samo... pupsko smaruję już maścią cynkową....dobra na otarcia...i tego rodzaju rany...
pocieszyła mnie, bo zaczęła ruszać ogonem od tak jakby nigdy nic...
z nóżkami ... prawa jeszcze w miarę ale lewa dziwnie się podwija ...
ćwiczymy, zginamy, masujemy, prostujemy, ogrzewamy...
czasem brak pomysłu... co tu pisać po prostu załamka,ale nie dajemy za wygraną! ...chociaż najgorsze,że tak naprawdę nie wiem z czym walczę! jakiego typu uraz...a żeby było jeszcze fajniej Minia zrobiła skok na podłogę... podejrzewam,ze od takich numerów jej się nie poprawi
teraz położyłam moją Gadzinkę na plecach centralnie,żeby siury brzuchola nie moczyły...obłozyłam kocami termoforem i byleby do rana
