Bylam akurat u Agn... z kolejnym kocim nieszczesciem.
Ani w fundacji ani w tymczasach nie ma juz miejsc wiec biedak wyladowal w piwnicy w klatce...
dzis bylo mi wyjatkowow ciezko... to byl dzien totalnego spadku sil psychicznych
do tego to malutkie, biedne kociatko... tak cichutko odchodzilo za teczowy most, a my moglysmy tylko patrzec...
Niby byl, oddychal, a jednak juz go nie bylo...
I gdy lekarz juz skonczyl, malutki na troskliwych dloniach agn wygladal jakby sobie tylko lezal, taki spokojniutki i grzeczny...
ja zwykle w takich chiwlach rycze....
Dzis bylam tak zdolowana uz tym wszsytkim, ze do teraz wszysto telepie mi w srodku, a na zewnatrz nie mam juz na nic sil.
Agn- daj mi troszke swojej sily....