Dawno nie pisałam co u kociąt.
W czwartek poszedł do nowego domu ostatni (Szarusek, który ma jak sie wczoraj dowiedziałam nowe imię Primosz).
Kocięta znalazły domy szybko i jestem zadowolona z nowych opiekunów. Jeden przypadek był niepewny- bo Spryciarz poszedł do domu z psem. Ale podobno po trzech dniach dość trudnych bawią sie razem radośnie.
Niestety nowi opiekunowie jedynej dziewczynki (Nowe imię-Kluska) przeszli chrzest bojowy. Dzień po przeprowadzce wystąpiły objawy kociego kataru - być może stres i wychłodzenie w czasie transportu obniżyły małej odporność i wirus sie ujawnił. Chyba wszystko już dobrze, opiekunowie są b. skrupulatni w leczeniu i co do grama wiedzą ile Kluseczka przybiera na wadze.
Ja w panice wydzwaniałam do pozostałych "rodziców", ale pozostałe maluchy w porządku.
Zupełnie mnie to zaskoczyło, bo u mnie nie było żadnych objawów kataru.
W czwartek również udało mi się wysterylizować Cichutką-ich mamę, nie wiem jak udało mi się sprawić, że weszła do pułapki ustawionej na balkonie-skoro wokół kłębił się tłum kotów-ona, dwa inne bezdomniaczki i bardzo zainteresowana moja domowa Pikusia.
Cichutka jest w klatce w pokoju syna, dzisiaj już zaczna domagać się wypuszczenia z "paki", ale za wcześnie chyba-trzecia doba?
Trochę się załamałam gdy wracając od sterylizacji spotkałam sąsiadkę z sąsiedniego bloku, która wyciągnęła z jakiejś pakamery w piwnicy dwa wychłodzone, głodne ok.4 tyg. bure pręguski i pędziła z nimi do weta.
To dobra kobieta, ma 4 koty(też mieszka na parterze jak my-w innym bloku), zajęła się malcami a ja obiecałam szukać im domków.
Wczoraj zadzwoniła do mnie, że słabszego nie udało jej się uratować

natomiast drugi błyskawicznie stanął na łapki- jadł samodzielnie, załatwia się do kuwety, bawi, mruczy.
Traf chciał, że zadzwonili do mnie ludzie , którzy zobaczyli w internecie zdjęcie moich pręgusków i chcieli adoptować- skierowałam ich do sąsiadki, przyjechali-doświadczeni kociarze- i zaraz się zdecydowali wziąć malca, mimo, że będą musieli oczka mu doleczyć. Cieszę się, bo sąsiadka ma dwoje małych dzieci i jedną skromną pensję męża-no i 4 swoje sierściuszki. Jakoś byśmy sobie poradziły, ale malcowi przyda się indywidualna opieka.
Martwię się o Cichutką- jak ja ją "wystawię" na tę pluchę po leczeniu ?
U mnie na balkonie jest też bardzo obiecujący ok.1,5 roczny kocur-białorudy z uroczym pyszczkiem, łagodny, grucha. Nazywam go Rudziak.