Dziękuję wszystkim, którzy znoszą moje smsy i biadolenie. I za kciuki. Wczoraj pod wieczór Sven zrobił się bardzo bladziutki, niestety zwymiotował i bardzo po tym osłabł. Nie miał siły, żeby odejść od kałuży wymiotów. Wzięłam go do weta, gdzie p. Dr od razu dożylnie podłączyła kroplówkę, podała steryd i antybiotyk (w innej kolejności), dogrzewała na poduszce elektrycznej.. Mały się po tym zaróżowił, ale był bardzo bardzo słabiutki. Leciał przez ręce..Noc miała być decydująca. Najgorzej było między 21 a 23. Sprawdzałam już czy źrenice reagują- wyglądał tak źle. Oddychała na zmianę raz normalnie raz szybko i płytko.
Mysza- przepraszam za te rozpaczliwe teksty.. Jak oddech mu się uregulował, sama zasnęłam na chwilę.
Około 1.30 zajrzałam do niego- spojrzał na mnie i miauknął

(Przypomniała mi się Lentilka, która mi uświadomiła jak silne potrafią być koty) Zaczęłam go głaskać- mruczał i patrzył na mnie. Największy kryzys chyba minął. Teraz sobie śpi, niedługo idziemy do pani doktor- zostanie w ciągu dnia w szpitalu- będzie miał podłączane kroplówki 3x dziennie.
Zobaczymy jak to się dalej rozwinie.