Oto historia mojej ferajny.
Jak mieszkalismy u mojej mamy w domu, nasza kicia Cypisek zaszła w ciażę. (wet. poradził, zeby przed kastracją się okociła). Ojców było dwóch: czarny i rudy. 
Poród był cieżki ale piekny. Kiedy przyszłam z pracy, patrzę a Cypisek strasznie miałczy a z pupki wystaje ruda noga malucha. Szybko dzwonię do weta. Kazał czekać. No i czekaliśmy całą rodziną: ja, mąż i moi rodzice. Poród trwał 8 godzin. Bidulka Cypisek nie wiedziała co sie dzieje, jak ma sie zachować. Poród odebrałam osobiscie. Przeciełam pępowinę i dałam kociaste mamuśce do wylizania, a potem do cycucha. Poszło gładko. 
Urodziło sie 5 wspaniałych maluchów, każdy innej maści. Rudy, czarno- biały, trikolor, popielaty i czarny ze skarpetkami. Oczywiscie rudzielec był prawie  1,5 raza wiekszy od pozostałych.
Jeden zabrała moja kumpela, a reszta została z nami- nie mogłam sie z nimi rostać. No i chyba dobrze.
Po roku przeprowadzilismy się na własne lokum z kociastymi dzieciakami . Mamuśka Cypis zostałą z moją mamą.
Czarna ze skarpetkami Wikunia niestety zaginęła (miała 2 lata).  

  Ale zdążyła sie okocić. i odchować  maluchy, które znalazyły nowy dom.
Tak sie zaczęła moja historia z kociastymi. 

 i domem pełnym kłaków 
