Witam wszystkich!
Jestem drugim domem tymczasowym dla szylkretki oraz rudaska 2.
Niestety dzisiaj z powodów mi nieznanych odcięto mnie od internetu więc dopiero teraz mogę tutaj coś skrobnąć.
Obudziłam się w lekkim stresiku i pobiegłam do moich tymczasiątek sprawdzić, czy wszystko u nich w porządku. Mój Fabio od momentu kiedy się u nas pojawiły (w łazience) natychmiast rozpoczął akcję: pokażę jej, że jestem fajnejszy i od rana nie odstępuje mnie na krok, mruczy, mizia się i w ogóle się zrobił taki łagodny. Ale wracam do kociąt.
Rano okropnie syczały, wymiatają jedzonko aż im sie uszy trzęsą, kuwetkują umiarkowanie. W kupsztalach po dokładnym obejrzeniu o dziwo nie było nic poza kupsztalską treścią

Odwiedziła mnie Mama i razem próbowałyśmy im jakoś pokazać, że człowiek to w sumie jest milusi. Średnio się udawało. Popołudniu pobiegłam po karmę RC i szczotę aby je wyczesać z "życia zewnętrznego". I wreszcie! Późnym wieczorkiem zajrzałam do nich i...
postanowiłam wziąć je sposobem. Rudasek mniej syczał więc w rękawicach wzięłam go na kolana i rozpoczęłam akcję: głaskanie. Troszkę uciekał ale potem mu się chyba spodobało. Szylkreta zazdrośnie spoglądała schowana za rurą do ubikacji. Odstawiłam rudaska do legowiska i powolutku (jeszcze z syczeniem) zbliżyłam rękę do szylkrety. Wzięłam na kolanka i powtórzyłam całą akcję. Następnie wzięłam oba kociaki i pogłaskałam je razem. Dzięki temu już nie syczą!!!
Jeszcze troszkę patrzą z nieufnością ale zdecydowanie jest lepiej!!!
Aha i jeszcze wyprałam im kocyki, aby czasem życie zewnętrzne jakies się tam nie zagnieździło. Na mój gust uszka mają czyste.
AHA, no i są słodkie....
A Fabio szaleje.... trochę się nim martwię, ale przytulam do upadłego.