Never pisze:W ogóle sterylki to chyba jedyna rzecz, która może chociaż trochę zmniejszyć bezdomność... żeby jeszcze były obligatoryjne... eee..... marzenia.
Wydaje mi się, że sterylki kotów uczłowieczonych mających dom rzeczywiście zmniejszają bezdomność. I o to trzeba walczyć, tłumaczyc ludziom , pisać w gazetach, drukować broszurki i zostawiać do czytania ludziom w lecznicach... Wydaje mi sie też, że organizacje prozwierzęce prawie nic nie działają na tym polu...
Ja ostatnio dowiedziałam się, ze wystarczy mieć wychodzącą szylkretke, aby miec rude kociaki trzy razy do roku...i o pani której kotka ma trzy razy do roku kociaki, a ona je sprzedaje po 30zl. Kociaki podobno ida jak woda na wrocławskim targowisku na Dworcu Świebodzkim.
Zreszta mozna sprzedać je do Niemiec. Sama miałam taka propozycje na jesieni, gdy szukałam domów dla kociaków z azylku p. Ani na Gądowie- wymiana kociaków do adopcji w Niemczech na pieniądze na sterylizacje dorosłych kotów z azylku. Rynek na kociaki jest. Ale mało kto chyba łapie kociaki dzikich kotek na handel, bo kocice najpierw je sprytnie chowają, a potem te kociaki juz biegają za szybko. A więc nie każda sterylizacja tak naprawdę zmniejsza bezdomność i ilość nieszczęśliwych kotów w schroniskach.
Sterylizacja kotów rzeczywiście dzikich, takich od paru pokoleń rodzących sie na wolności zmniejszy tylko trochę ilość kotów wolnożyjących, ale nie zmniejszy bezdomności. Jest to jakieś działanie, ale tak naprawdę mało istotne.
Obserwuję naprawdę dziki koci klan (i podziwiam go) i niestety widzę, że natura i cywllizacja sama reguluje jego liczebność. Ale akurat ten koci klan nie jest wcale nieszczęśliwy. Jest to kochająca się wielopokoleniowa kocia rodzina.
W takim przypadku ingerencje w jej życie takie jak sterylizacje i kastracje można usprawiedliwiać chyba jedynie dobrem tych kotów, ale wtedy trzeba przeprowadzać je tak, aby ich nie skrzywdzić, a często jest inaczej.
Co innego domowe rozmnażanie, czasem z bezmyślności lub niewiedzy, ale bardzo często dla zysku.
Bo to naprawdę jest różnica między kotkiem domowym domowym, który zamieszkął poza domem , a kotkiem domowym dzikim, który nigdy żył w rzeczywistej bliskości z człowiekiem(chociaż może być znim zaprzyjaźniony).
Nawet jeżeli taka dzika kotka ma kocięta trzy razy do roku, to bardzo mało z nich ocaleje. Można przez jej sterylizacje nie dopuścić do cierpień kociąt (ale także przy okazji do wcale nie zawsze nieszczęśliwego życia tych które kocica da radę odchować...), ale nie zmniejszy się w ten sposób istotnie bezdomności.