Przepraszam, że odnawiam temat, ale nie chcę zakładać nowego i zaśmiecać forum.
Dzisiaj rano wpadła do mojego pokoju współlokatorka z maluśkim burym kotkiem znalezionym na podwórku i zapytaniem, czy bym się nim nie zajęła... Ona sama by to zrobiła, ale ma w pokoju dwa psy, więc martwiłaby się o kiciastego. Razem z chłopakiem, mieliśmy pójść do pani, która zna się na kotach i pokazać jej tego podrzutka, ale w drodze do niej (dokładnie w miejscu, w którym wcześniej współlokatorka znalazła buraska) stała kobieta z drugim takim bąblem na rękach - siostrą naszej małej. Zaproponowała też wstępną pielęgnację kociąt - psiknęła je środkiem na pchły, przemyła oczy solą fizjologiczną i nakarmiła je strzykawką (nie potrafią jeść, jeden dopiero próbuję zlizywać mleko z palca) mlekiem dla niemowląt (bobowita, kaszka ryżowa z bananami).
Czy dobrze dobrze robię podając im je nadal? Póki co jadły je trzy razy - raz u tej kobiety i dwa razy u mnie.
Nie robiły kupki w ogóle... Nie wiem, czy to dobrze, raz tylko widziałam siuśki.
Przyznaję się bez bicia, że na kotach kompletnie się nie znam... Interesuję się papugami, ale ptactwo egzotyczne a kotki to zupełnie inna bajka

Tak więc nawet za najbardziej bazowe uwagi będę wdzięczna. Póki co będę przeglądać forum i dokształcać się...
P.S. Kobieta, od której dostałam jedzonko powiedziała, że mają miesiąc, ale szczerze nie jestem tego w 100% pewna, bo tak jak pisałam wyżej - nie znam się
