U Minou wszystko w porządku.
Kolejne zastrzyki robię w asyście przygodnie łapanych znajomych (aamms, dzięki) lub TŻ. Dziś ostatni. Języczek już wygląda bardzo ładnie. Kocio się już myje, więc chyba go nic nie boli. Nadal preferuje mokre, suchego nie chce tykać, ani tego co dostał od kotiki, ani mojego.
Uwielbia mięsko - wołowego wrąbał swoją, sporą porcję, poprawił dokładką. Lubi też surowego kurczaka, indyk nie wchodzi.
Ostatnio w Warszawie są upiorne upały, chęć jedzenia u wszystkich futer jakaś mniejsza. Minou też woli jeść w nocy, jak jest chłodniej.
Prawdopodobnie moja ocena ilości zjedzonego przez niego jedzenia jest niejako skrzywiona porcjami zjadanymi przez moje maine coonki. A przecież on jest o połowę mniejszy...
W kuwetce wszystko w porządku, modelowo pod względem ilości i konsystencji
Śpimy razem - Minou przytulony mi do pleców (ufff, gorąco!) lub na wysokości twarzy, mruczący jak traktor.
Nie lubi obcinania pazurków, wezmę cążki do lecznicy na wizytę kontrolną we czwartek to obciacham za jednym stresem. Brodę upaćkaną jedzeniem, oczka, nosek mogę wyczyścić bez problemów.
Często otwieram drzwi do sypialni i po mału pokazuję mu moje futra. Moje mutanty, nauczone moresu, do sanktuarium tymczasa wchodzą ostrożnie. Najpierw zatrzymywały się na progu. Minou nie jest zachwycony towarzystwem: burczy, fuka i dostaje dygotek z emocji.
One olewają go koncertowo, bardziej zainteresowane zmianami w pokoju i zawartością jego miseczek.
Będę zmieniać taktykę - moje futra zamknę w bibliotece a Minou wypuszczę na pokoje, niech pozna "większy kawałek świata"
