Bigos stał się prawdziwą przylepą.
Dosłownie.
Namolnie wskakuje mi na kolana, na ręce, a ostatnio hitem sezonu stało się "atakowanie" mnie rano na kibelku

.
Siedzę ci ja sobie sobie spokojnie, robię siusiu i próbuję się obudzić, a tu Bigos pakuje mi się na kolana. Żeby tylko na kolana - po sekundzie dosłownie Bigos staje na tylnych łapkach i próbuje włazić mi na ramiona. Kiedy już tego dokona (muszę się trochę schylić), rozpłaszcza się na moich plecach, i tak trwa mrucząc cicho. Tylne łapki zwisają mi malowniczo po obu stronach twarzy

.
Codziennie wskakuje mi na kolana i ugniata. Codziennie? Nie, nie - minimum dwa razy dziennie! Przy czym ugniatanie trwa przez 5-10 minut. To nie byle co, to prawdziwy zaszczyt i należy przybrać do ugniatania pewną konkretną pozycję. Otóż Bigos wskakuje mi na kolana twarzą do mnie. Muszę wtedy wyciągnąć prawą rękę i objąć kota, a on przytula się jednym bokiem do mojej ręki, przyciskając pyszczek bokiem mniej więcej do zagłębienia w łokciu, po czym zaczyna ugniatać - zawsze i wyłącznie moją prawą pierś

. Ugniatanie mojej piersi jest czynnością wysoce intymną, Bigos nie pozwolił sobie nigdy jeszcze zrobić zdjęcia. Stresuje go też obecność TZ'ta, wystarczy że TZ poruszy się trochę bardziej energicznie siedząc przy swoim biurku, a już Bigos czujnie podrywa głowę. Jeśli TZ wstanie ze swojego miejsca, Bigos ucieka z moich kolan. Nie muszę chyba dodawać, że obecność Gulasza w pobliżu też nie jest tolerowana

.
Dużym niepokojem napawa Bigosa widok mnie zbierającej się do wyjścia z domu. Nakładanie butów bezbłędnie rozpoznaje jako sygnał "mama sobie idzie!" i rozpoczyna działania prewencyjne. Kręci się wokół moich nóg, próbuje wskakiwać na plecy, zaczyna mruczeć i ocierać się o mnie. Muszę poświęcić mu chwilę, zapewniając, że nadal go kocham i że na pewno wrócę

.
A ukochanym rytuałem jest wyjście z kotem na strych.
Na ostatnim, 11 piętrze naszego bloku mieści się suszarnia. Ponieważ mieszkamy na 9 piętrze, to często korzystamy z możliwości rozwieszenia tam prania. Bigos dostaje już zwyczajowo obłędu na widok miski z mokrym praniem - zaczyna miauczeć i drapać w drzwi wyjściowe

. No i muszę go zabrać ze sobą, inaczej będzie niepocieszony! Nie muszę chyba dodawać, że kot wypuszczony na klatkę schodową błyskawicznie kieruje się na górę, do suszarni, i czeka grzecznie pod drzwiami, aż je otworzę

.
Ale najlepsze jest to, co następuje, kiedy już jesteśmy w środku. Otóż Bigosa nie interesuje samo pomieszczenie, on dostaje ataku wielkiej miłości do mnie

! Kręci ósemki wokół moich nóg, ociera się o mnie podskakując nieco do góry... co chwilę muszę przerywać wieszanie prania, żeby pogłaskać rozemocjonowanego kota. Muszę być czujna, bo zawsze przychodzi ten nieuchronny moment, kiedy Bigos próbuje wskoczyć mi na plecy, prosto z ziemi

. Jeśli się odpowiednio nie pochylę, zarobię cudne szramy na plecach lub brzuchu (zależenie od tego, czy Bigos podejmuje próbę skoku od tyłu czy od frontu). Po wskoczeniu mi na plecy Bigos rozpłaszcza się, mrucząc i wbijając mi lekko pazurki w ramiona. Co chwilę też ociera się pyszczkiem o moją głowę.
Czy ten kot jest normalny..?
