Zdjęcia z piątku:
A w ogóle to WRRRRRR....
Koty są coraz bardziej przeganiane z ogródków (staram się zrozumieć, takie prawo ich właścicieli

) i tylko szczęście, że są przyblokowe zarośnięte małe trawniczki z krzakami, kwiatami i trochę budek (co będzie w zimę?).
Poza tym (i tu już gula mi taka urosła, że ech!) kolejna kotka w ciąży!!!
Kotka, która niby dostawała Proverę - pani ją brała i mówiła, że daje. Teraz jednak się wygadała, że tej kotce akurat nie dawała bo - cytuję - "kotka taka spokojna jest, to nie trzeba było jej dawać"

(ta sama pani wcześniej twierdziła, że "jej kotki nie rodzą")...
I cho...ra bierze, bo można łapać, kastrować, sterylizować, podawać Proverę, a koło się zamyka i ze strachem myślę o kolejnych sezonach.
Wiem, że nie wolno przestać coś robić, ale ręce opadają.
Opadają mi, bo ja nie wiem jak trafić na taką argumentację. Jak z taką mentalnością mamy dyskutować? Jak? (dwie nieprzekonywalne karmicielki, reszta w miarę rozsądna i bardzo rozsądna)
(naprawdę jestem
pełna podziwu za to dokarmianie, za to, że koty mają wodę w upały i ciepłe miseczki w zimę, ale poza tym... eeech... )