Dorota pisze:Co slychac?
A nawet mi się podoba ten nowy sposób zaczynania rozmowy!
Dziś rano postanowiłam wykorzystać rekordowe upały i zgodnie z ostatnim zaleceniem weta wykąpałam Sznycka. „Wykapałam” to dużo powiedziane – zmoczyłam mu porządnie grzbiet gąbką, ale i tak emocji miałam co niemiara

.
Sznycek od samego początku odkąd u nas jest nie umie sobie umyć grzbietu. To już chyba wiek (lub jakieś zadawnione kontuzje

) sprawia, że nie umie się porządnie wykręcić i sięgnąć tam językiem. Od dawna więc wyczesuję mu ten grzbiet co kilka dni, usuwając martwy włos. Kot bardzo chętnie poddaje się temu zabiegowi. Zauważyłam, że ma bardzo wrażliwą skórę i szczególnie w okresie letnim na grzbiecie pojawia mu się łupież. Podczas ostatniej wizyty u weta dostałam zalecenie, by co kilka dni umyć delikwenta specjalnym szamponem.
Takiej kąpieli z prawdziwego zdarzenia nie odważyłam się jednak zaryzykować. Przy pocieraniu grzbietu gąbką namoczoną w letniej wodzie Sznycek był zachwycony, wyraźnie go to chłodziło

. Gdy zaczęłam rozprowadzać szampon, entuzjazm kota wyraźnie zmalał...

. Przy spłukiwaniu specyfiku zostałam ofukana, osyczana, owarczana – słowem dowiedziałam się o sobie kilku przykrych rzeczy

.
Na szczęście Sznyc nie umie się na mnie zbyt długo gniewać, a stres najczęściej po prostu zajada. Zaprosiłam go więc do szwedzkiego bufetu. Owszem, skorzystał baaardzo chętnie, po czym jeszcze chwilę poleżał, rozkoszując się nadmiarem kulinarnych możliwości:
Oczywiście, by doprowadzić sierść do ładu udał się wprost do naszego łóżka

:
Jak wrócę z pracy, to mu ten grzbiet porządnie wyczeszę, bo i tak sierota sam sobie nie da rady
Joasia