Uff, wróciłyśmy.
Nikt nie zginął
Usg zrobione, Balbinka dała się zahipnotyzować Doktorowi, który komplementował jej urodę, a w pewnym momencie chyba była zafascynowana wibrującą o jej brzuszku głowicą. Wynik dla nas chyba dobry. Cytuję: wątroba niepowiększona, budowa miąższu zachowana, bez obecności zmian ogniskowych. Echostruktura miąższu prawidłowa. Pęcherzyk żółciowy bez zmian w ścian bez złogów.
Dostała kroplówę, lekarstwa (synergal i ornipural). Przy kroplówce już była waleczna, ale wszystkim uczestnikom akcji udało się przeżyć (drapnęła tylko asystenta).
Wróciłyśmy tramwajami, po wtopie z korporacją, która mimo, że rezerwowałam przejazd w południe jednak po nas nie przyjechała.
Balbinok po uwolnieniu się z transportera pognał do kuchni i zjadł resztkę niedojedzonych chrupków Pikaśki, i jeszcze ciutkę Troveta suchego. Mało, ale zawsze. Mam nadzieję, że zaskoczy z jedzeniem. Wygląda póki co na to, że to ostry stan zapalny, spowodowany jakims podtruciem. Na razie leczymy wątróbkę. Kroplówki chyba jej służą, siusia sporo, Pani Doktor powiedziała, że to dobrze, bo się świństwo wypłukuje.
A i samopoczucie mimo wszystko chyba lepsze. Dziś przed obławą siedziała razem z Pi na balkonie i obie wlepiały ślepia w harcujące w stołówce na sąsiednim balkonie wróbelki. Wróbelki zresztą urocze i zupełnie nieświadome obserwujących je zza siatki drapieżców
Pikaśka po wczorajszym fixumdyrdum odpuściła. Z rana jeszcze się chowała przed Balbiną, ale jak wróciłam, to niesnaski zostały puszczone w niepamięć. Dziś ostrożnie powąchała Balbinę, ale widać zapach był już znajomy, bo na razie nie pyskuje. Tak sobie myślę, że wczoraj przyniosłyśmy do domu zapach kocurka, który był w gabinecie przed nami, strasznego bojka, który darł się, ile sił w płucach.
Za kciuki i wszystkie ciepłe słowa Kochanym Ciotkom oraz zarzyjaźnionym Futrom dziękujemy
Ale nie puszczajcie jeszcze, dobra?