I jeszcze słówko o wczorajszej łapance.
We wtorek miałam jedną klatkę, gdyby były dwie, złapałyby się dwa kociaki bez problemu.
Wczoraj miałam dwie klatki. Wychodząc na teren zauważyłam kociaki bawiące się z boku tuji. W odpowiednim oddalenie, skryta za drzewem, przygotowałam przynętę (saszetka, surowa wątróbka i jakaś wędzonka), poszłam z klatkami pod tuję - a kociaków nie ma
Ustawiłam więc klatki, jedną z boku, gdzie bawiły się kociaki, drugą z przodu - tam, gdzie dzień wcześniej się złapał Świerczek.
Uzbrojona w lornetkę kucnęłam za drzewem i obserwuję klatkę z przodu. Wylazły kociaki, kręcą się, podżerają coś z ziemi, wsadzają łapy do klatki, łażą na około - a do klatki nie wchodzą

Jasna cholera! Klatka pewnie się zamknęła. Niestety - była tak ustawiona, że nie miałam jak sprawdzić z oddali. Wahałam się trochę, ale w końcu poszłam sprawdzić. Kociaki zwiały pod tuję, klatka faktycznie była zamknięta

Otworzyłam, przestawiłam drugą klatkę, żeby była obok, wróciłam za drzewo. Kociaki wylazły, znowu się kręcą... Włażą, włażą, nagle - podskoczyły nerwowo. Klatka się zamknęła! I oba kociaki w środku
Czekałam trochę na matkę, ale nie pojawiła się... Błagam o pomysły jak ją łapać

Ona może być już znowu zapylona
