Ledwo zipię alem szczęśliwa przeogromnie i już spieszę z relacją, ale i równocześnie proszę o poradę. Malwinka, bo takie jej dałam robocze imię, dojechała do mnie już przed 16.00. Przechwyciłam panienkę w Maciusiowy transporterek i wykorzystałam dość jeszcze wczesną porę i rozbijając się luksusowo taksówką pojechałyśmy do lecznicy na Brynowską, bo chciałam się czegoś o panience dowiedzieć i ewentualnie już jakoś jej medycznie pomóc. W lecznicy dziś ewidentnie był sądny dzień, włącznie z psem pogryzionym przez żmiję... Naczekałyśmy się, ale w nagrodę Malwinka dostała się w najbardziej fachowe ręce, bo samego szefa, dr. Czogały. Chciałam co prawda zrobić od razu kompleksowe badanie, ale że zdaniem pana doktora Malwince lepiej dać odrobinkę czasu na ochłonięcie, bo sam przebyty stres może na wyniki wpłynąć, to się nie kłóciłam i poprzestaliśmy na oględzinach. I moim i fachowym okiem Malwinka zabiedzona jest makabrycznie. Zważyłam chudzinkę, ma 2,25 kg, przy czym jest większa od mojej Duffuni, która waży 3,75

.
Jest jak pióreczko. Pan doktor stwierdził stan zapalny zewnętrznego przewodu słuchowego obu uszu, oczywiście też kamień nazębny, ale nie straszny, dlatego szacunkowo może mieć Malwinka ciut ponad 4 lata.
Dostała Ivomec na miejscu, a ja od jutra mam jej podawac Imaverol. Ma widok futra oboje zgodnie jęknęliśmy ze zgrozy - pancerz z kołtunów, cytuję pana doktora - oj, z tym sobie pani nie da rady, zalecam golenie i odosobnienie od reszty towarzystwa, bo co tam siedzi pod spodem nie wiadomo. I tak optymistycznie nastawiona pognałam do domu. A tu... Dziewczyny, to niewiarygodne... Malwinka u doktora była bardzo spokojna, w poczekalni też - po prosty wtuliła mordkę w moje palce i leżała nieruchomo. Ale to co robi w łazience przeszło wszelkie moje wyobrażenia. Z chwilą gdy postawiłam transporterek na podłodze rozległ się przesłodki motorek - i trwa niemal bez przerwy

. Do tego dałam radę pozbyć się kołtunów zwykłymi nożyczkami, a Malwinka przez cały czas tej operacji mruczała jak najęta. Resztę rozczesałam grzebieniem i teraz może startować w konkursie na awangardową fryzurę

. Na razie marnie jest z jedzeniem - zjadła dwa chrupki, liznęła ciutkę mleczka Gimpeta, ukochanego Greenfisha Duffeńki zlekceważyła, tak samo wodę. Ale na to nauczona Maćkowym doświadczeniem mam metodę. Wysmarowałam Malwince pycho pastą Nutrish UM - zlizała, więc całkiem sporą dawkę kalorii przyjęła. Potraktowałam ją Fiprexem i... usiłowałam Drontalem. I tu poniosłam sromotną klęskę... ratunku, czy macie jakąś skuteczną metodę, bo poza zapluciem połowy łazienki nic nie osiągnęłam

. Nawet Maćkowi dałam radę podać tabletkę, więc się nie spodziewałam takiego efektu przy Malwince... Makabra.
Ale poza tym jednym wyjątkiem Malwinka jest niesamowita. Zachowuje się jak szmaciana laleczka, jak posadziłam ją sobie na kolanach, to tak siedziała mrucząc ze szczęścia. Szczerze mówiąc, to podejrzewam że może to uwertura do rujki, bo takie cudeńko chyba nie może istnieć - ona jest grzeczniejsza od Duffeńki, a myślałam, że to niemożliwe.
Zdjęcie będzie, ale oczywiście padły mi baterie, najpierw je muszę naładować. To jeszcze raz proszę o poradę jak dać sobie radę z odrobaczeniem... A może lepiej się zacząć domagać od weta jakiegoś spot on'a albo zastrzyku, żeby maleńkiej tak nie męczyć? Jak myślicie?