magicmada pisze:co sie właściwie stało Futrzakowi? Jesli możesz o tym pisać.
Po prostu mnerki odmówiły współpracy.
Do niedzieli było wszystko ok, w poniedziałek już widziałam że cos jest nie tak. Nie chciał jesc, był smutny, apatyczny.
Myślałam że znou załamanie morfologii, ale ta okazała się w miarę ok, ale kreatynika 13, mocznik 260.
Praktycznie z godziny na godzinę czuł się gorzej, coraz więcej spał, jeśc w ogóle nie chcial, nawet karmiony strzykawka wszystko wypluwał.
Od poniedziałku dostawał dożylne kroplówki, w czwartek wieczorem zauważylismy krwawienie w pyszczku, z dziąseł. W piatek nie poszłam do pracy tylko od 12.00 byliśmy w lecznicy, zrobiliśmy RTG oraz morfologię i biochemię.
(robiliśmy w innym labolatorium, więc były inne normy i jednostki) mocznik powyżej 50, kreatynina powyżej 884

zabrakło skali.
Krew zaczęła się znowu sączyc z pyszczka, robiły się straszne skrzepy
To był jakis koszmar. z godziny na godzinę krwi było coraz więcej
Podjęliśmy z weterynarzem decyzję że dajemy mu jeszcze 2 dni kroplówek (miał jeszcze siłę chodzic, interesował się tym co dookoła)
Po podłączeniu kroplówki podskórnej nagle zaczął strasznie dyszec jakby się dusił, oklapł jakby uszlo z niego całe życie.
Wet był przy nim po kilku sekundach. Osłuchał go, stwierdził że wyłączyły się przedsiopnki i jest tylko rytm komorowy.
Był 1% szans że uda się go uratowac, przedłuzyc mu życie o dzień, dwa, tydzień, 99 ze umrze w cierpieniach żebym mogła dac sobie jeszcze kilka dni z nim
Podjęłam decyzję że nie mogę mu po 14 latach tego zrobic. Nie było sensu, po prostu ta 1/10 nerek która mu pozostała przestała pracowac.
Nie chciałam dopuścic do tetgo co przeżyłam parę lat temu. Znalazłam na ulicy bezwładnego kota, okazało się że również wysiadły mu nerki, przez 3 dni jeździłam z nim na kroplówki dożylne, 4 dnia weterynarz powiedział że go męczę, przedłuzam jego agonię
Uwierz mi gdyby była jakakolwiek szansa, gdyby mozna było zrobic cokowiek nieważne jakim nakładem sił, środków, pieniędzy - zrobiłabym wszystko.
ja już we wtorek iśrodę widziałam w jego oczach że ma dośc. Ze to już nie jest to co kiedyś, załamanie ale z siłą na walkę.
On po prostu patrzył takim wzrokiem że czułam że będzie tylko gorzej. Ale jeszcze się łudziłam, dłużej nie mogłam
i tak to wyglądało........
rozsądek mówi jedno, serce drugie. jak sobie przypominam ze byłam 15 letnią dziewczynką jak do nas przyszedł, jak spał mi pierwsza noc na plecach bo się bał psa, jak moja Mama brała go do pracy prez miesiąc bo my się baliśmy że pies go zje to stają mi łzy w oczach.
Ale właśnie ze względu na te i tysiące innych wspomnień zdecydowałam się nie przedłużac tego.