Noc przeszła w miarę spokojnie. Lunka nie uciekała już na zimną podłogę, więc mogłam nieco odespać. Tym razem zamknęłam Emila w "ich" pokoju, a Lunka była z nami. Tak więc powróciłam z dwu-nocnego "wygnania" do Pana Milana

Lunce przygotowałam posłanie obok nas. Nad ranem nawet przyszła do mnie i leżała w nogach. Była też przymilna - wystawiła brzuszek do głaskania, co jest do niej niepodobne. Była bardzo kontaktowa i apetyt dopisywał jej również rano. Zjadła ok. 80 gram puszkowego. Piła wodę.
Zaniosłam ją dzisiaj do weta na 9:00 i odbiór będzie tak jak dotychczas - po 19:00. Zapytałam o USG. Powiedział, że jeśli USG, to najlepiej do dr Marciniaka z W-wy, ale on by się jeszcze chwilę z tym wstrzymał. Pani Magda wspomniała wczoraj, że USG mogą zrobić na miejscu, w Milanówku, ale już nie rozwijałam dzisiaj tematu - może źle się zrozumiałyśmy. Słyszałam już to nazwisko - tzn. dr Marciniak. Podobno jest dobry? Z info od dr Albina wiem, że nie przyjmuje w weekendy więc może być problem ze zorganizowaniem czasu w ciągu tygodnia - no ale nie będę się martwić na zapas. Najgorsze, że mam niebawem obronę, do której powinnam się przygotowywać, a jestem już tak wycieńczona fizycznie, że po prostu nie mam siły

Ten kociak pochłania teraz w pełni moje myśli, nie mogę się skupić na niczym innym.
Co do pobrania krwi - dziś chyba jednak odpuszczą żeby już jej nie stresować bo bardzo źle to znosi, a w obecnym stanie warto zaczekać przed podjęciem kolejnej próby. Na jednej łapce ma opatrunek - tam wbili się z kroplówką i póki co jest drożna. Na dwóch innych próbowali z pobraniem krwi i czwartej nie chcieli kłuć - dr Albin zadecydował, że musi zostać awaryjnie, gdyby to pierwsze, kroplówkowe podłączenie zrobiło się niedrożne /przepraszam za język, pewnie mało fachowy i pewnie coś tam po swojemu rozumiem/.