Nie umiem napisać co jej dokładnie jest. Wet twierdzi, że to jakaś stara sprawa i sytuację można porównać do "umarł na katar". Jego zdaniem choroba mogła mieć początki nawet kilka m-cy temu, ale postępowało wszystko powoli i teraz kolejny kryzys. Nie wiem. Jak /jeśli

/ wydobrzeje, może uda się pobrać krew i zrobić odpowiednie badania. Równie dobrze mogło się coś uszkodzić wewnątrz w czasie zabiegu sterylizacji, czego nie sposób było zauważyć wcześniej. To niczyja wina, po prostu stało się. Nie wszystko da się przewidzieć i nie wszystkiemu zaradzić.
Rano zmierzył jej temp. Jest lepiej bo 37,5. Zostawiłam ją pod jego opieką. W drugiej części dnia będzie przyjmował u siebie w domu (tam będzie miał na nią oko). Zrobi jej 2 albo 3 małe kroplówki. Mam ją odebrać dzisiaj ok. 20:00.
Postawiłam sprawę tak, że chcę ją ratować. Najwyżej rozliczę się ratami bo kroplówki i te wszystkie specyfiki tanie nie są. Porozmawiałam z nim szczerze i powiedziałam, ile jestem w stanie zorganizować na chwilę obecną. Ewentualnie będę się z nim rozliczać po następnej wypłacie. Chcę próbować do końca. Chcę wierzyć, że się z tego wyliże. Póki daje jej szanse, będę ją leczyć. Ale nic na siłę, nie chcę żeby cierpiała.
Reasumując, stan się póki co polepszył. Oby tak już zostało... A ja wracam do pracy. Spróbuję się trzymać. Właśnie piję pierwszą kawę. Odezwę się wieczorem.