Pewnie, że kociek nie może wracać na wieś, bo zwyczajnie zginie prędzej czy później (raczej prędzej). Nie wiem, jak rozmawiałyście z chłopakiem - czy obiecywałyście mu, że kotek wróci? Czy sam postanowił, że trzeba go dać tam, gdzie mu pomogą? To ważne, jeśli sam chciał, żeby go zabrać, to pogodzi się z jego brakiem, nawet jeśli mu na nim bardzo zależy (a może wręcz szczególnie wtedy).
No niech to, wzięłabym czarnego do białej... Rozważmy:
ZA:
- prędzej czy później i tak potrzeba mnie i Cipiórowi drugiego kota
- dwa poszkodowane to jedna dziedzina problemów
- nie trzeba by na razie zabezpieczać balkonu, dopiero jeśli któreś zrobi się "skoczne", co jest mało prawdopodobne
- jeśli koć ma problemy kuwetowe, u nas to nie ma żadnego znaczenia, Cipiórzasta i tak posikuje gdzie siedzi.
PRZECIW:
- trochę to szybko, a) nie mam szans dzisiaj uzgodnić czegokolwiek ze Starym (chociaż i tak wiem, że powiedziałby "zwariowałaś do reszty!"), b) mam rozmaite rzeczy zaplanowane na dziś i jutro po południu do późnej nocy, których wolałabym nie odwoływać
- nie stać mnie aktualnie na żadne ekstra wydatki - tzn. operacje itp., wczoraj zrobiłam debet którego absolutnie nie powinnam, żeby zapłacić rachunek za energię...
Nie wiem, dajcie mi może porządnego kopa?
A net chodzi jak krowa po pastwisku...
)))
Nie martw się kochana finansami, mam nadzieję że forumowicze pomogą. Dzisiaj idę z kotkiem do weta, żeby go odpchlił, odrobaczył, zrobie mu testy na białaczkę, a jutro RTG. Postaram się iśc do siebie dzisiaj wtedy zobaczy go Tomek Niedziela i powie co i jak z ta łapką i przepuchliną. I dam Ci znać co i jak.
Miło czytać, Pumo