Ufffff. Miałam dziś z różnych względów chyba jednak piatek trzynastego szczęśliwy. Zacznę od początku

Rano obudził mnie dzwonek i walenie do drzwi. Normalnie komunistyczna milicja. Jednak godzina była 8.oo to se pomyślałam, że to jednak czasy wspólłczesne i o tej godzinie to CBŚ chodzi

Faktycznie była to policja, a właściwie jeden policjant w cywilu o sąsiada pytać. Jak fukłam na niego, że mnie obudził i co to wogóle za maniery z poprzedniej epoki to zaczął przepraszać i zmienił temat na koty, bo się akurat Maciek pokazał. Maciek oczywiście go zauroczył, jak to wszystkich zresztą
O 9.oo pozbierałam kociaki ze strychu i moją Zuzię i pojechałam do weta. Kociaki zostały zaszczepione, a Zuzia w końcu doczekała się sterylki / juz pisałam, że szewc bez butów chodzi i moja Zuzia na sterylkę już piaty rok czekała/.
Popołudniu pojechałam po Zuzię, a ze mną trzy koty

No więc tak :
Misia z Tosią zostały adoptowane przez przemiłą panią do domku, gdzie nie ma innych zwierzaków.
Santi został adoptowany przez koleżankę tej pani do domku gdzie jest malutka młoda suczka i szczurek
Do domu gnałam co sił w nogach, bo byłam umówiona z małżeństwem z Gliwic na adopcję Mauri i jednego kocurka z "europejczyków". I tu się zaczęło. Ludzie przyjechali z córką /ok. 6 lat/Wcześniej opowiadali, że mieli w domu kotkę chorą na cukrzycę, którą leczyli i się nie udałao, bo weci to idioci. Może i tak było, ale dziewczynka sprawiała wrażenie jak by kota pierwszy raz na oczy widziała, a na pewno nigdy kota na rękach nie miała. Następnie po wybraniu Mauri, wybrali sobie jeszcze Liona. W trakcie rozmowy wyszło, że za rok przeprowadzaja się do swojego domu i koty będą wychodzące. Stwierdziłam, że nie ma mowy, bo ja nie adoptuje kotów do domów wychodzących. Po wymianie argumentów stwierdzili, że mam rację i woliera będzie. Koty wzięli na ręce i ja zdziwiona mówię, że jak wybrali to moga iść po transporterek, bo naiwna myślałam, że w samochodzie mają. Nie mieli. W trakcie mimo wszystko spisywania umowy dziewczynkę kot podrapał i zaczęła ryczeć jak by jej kto nogę amputował, a zadrapania nawet widać nie było. Jak jej powiedziałam, że przecież miała kotkę i chyba tez ją od czasu do czasu drapnęła, popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, a rodzice temat zmienili. Na koniec okazało się, że już nie zdążą do sklepu kupić kotom jedzenie, a nic nie przygotowali

Pani spytała czy może na dziś odemnie czegoś dostać dla kociaków.
Całkiem spokojnie wzięłam koty z ich rąk , podarłam umowę i powiedziłam, żeby wyszli. Nie dziwię się, że pan był oburzony, jednak nie wiem dlaczego stwierdził, że to ja zrobiłam krzywdę im dziecku

Poleciłam kupić pluszaka póki dziecko się nie dowie, że kot ma pazurki i to wygodne, bo jeść nie trzeba dawać. Po prostu nie wytrzymałam

Jednak stwierdzam, że dzień był udany, bo nawet na koniec mnie olśniło i kocików nie dałam. Pewnie bym w nocy spać nie mogła jak by je wzieli.