Maksio...
sorki, pisałam na watku schroniskowym,
Maksio przeżył załamanie w weekend. W piątek było bardzo źle, gnłam z nim do vet. prawie na sygnale, żeby zdazyc przed 20:00.
pobraliśmy krew, jeszcze tej samej nocy zawiozłam ją do badania do szpitala Biegańskiego. Maksiu został w lecznicy, dostał antybiotyk i kroplówki.
Rano pojechałam z wynikami, okazało się, że jak na jego wiek, stan i ostatnie przezycia, wyniki ma dobre. Podwyższony mocznik, i to wszystko.
Ale był słabiutki bardzo.
Odebrałam go w sobotę przed 20:00 i zabrałam do siebie. Dostalam wyprawkę- zastrzyki, kroplówki, tabletki. Szpital miałam w łazience
Mój najcudowniejszy na świecie mąż dzielnie go kłół, podłaczał do kroplówek, wpychał tabletki- ja się bałam.
W niedzielę Maksiu czuł się znacznie lepiej, chodził po domu, skubnął trochę jedzenia. Pojechał do siebie, czyli do mamy.
Mama jezdzi z nim codziennie na kontrole, ale podobno nie jest gorzej, a to już coś. Je, może nie jakies wielkie ilości, ale ważne, że cokolwiek je. Jeszcze jest słaby i chudy, ale to wymaga czasu. Myślę, że teraz bedzie już coraz lepiej, i szybko dojdzie do siebie.
Fotki- hm, zrobię, Na razie to jest jedna mała skulona kuleczka, i nawet nie wiem jak ustawic aparat.
jedyne które mam, to te:
