Hejka
Więc tak:
wszytko wskazuje na to, ze to nie była pp, nie mniej jednak Zombiczek był leczony Synergalem (dzisiaj ostatni zastrzyk), kroplówki, immunostymulatory - tak samo jak małe buraski...
Wyniki krwi były niejednoznaczne - niewiele rzeczy było w normie, głównie poniżej lub powyżej normy.... wątroba i nerki też nie najlepiej...
ale okazało się, że to przez te wymioty. Gdyby nie mój kontakt ze zweirzakami z pp nie byłoby jednak aż takiej paniki... Konsultowałam te wyniki z 6 osobami, a każda mówiła inaczej... była newt wersja, że to może być początek FIP-a

No ale nie jest, na szczęscie
Zoe jest specyficznym kotem i ma często problemy z przewodem pokarmowym - podczas świąt Wielkanocnych zatruła się saszetką Whiskasa juniora (to był piewszy i ostatni raz, kiedypodałam jej Whsikasa - zrobiłam to tylko dlatego, że ktoś poradził mi wlaśnie Whiskasa na brak apetytu - podobno jest tam tyle smakowych ulepszaczy, że koty się nie oprą....a Zoe to mały anorektyk, albo zbyt ją rozpieściłam, bo uznaje tylko parę potraw: kocie kabanoski (głównie Edel Cat), świeża surowa cielęcinka albo drób (ale nie zawsze je zjada), Gimpet kurczak tylko z w wersji z serem, Animoda Cuisine - spija sos serowy, wszelkie inne mokre saszetki - tylko sos, czasami łaskawice Convalescence, Sensitivity lub Intestinal (ale często tez tym gardzi

), Felix w galarecie, czasem galaretka z Bozity, no i na szczeście je suche - ale tylko RC i Sanabelle.... i z RC nie wszystkie smaki

.....
No więc cięzko z nią, naprawdę....
dwa razy miała podejrzenia pp - raz to była bardzo silna infekcja wirusowa, drugi raz - właśnie to zatrucie whiskasem. Za każdym razem miała straszną, ale to straszną biegunkę i wymioty..... A leczenie trwało niestety długo, bo bywały nawroty.... nie do końca wiadomo czemu tak się dzieje...
W zeszłym tygodniu kupiłam kocią trawkę - papirusa, z myślą o bazarku dla burasków. Cena była suuuper promocyjna, a kwiaty naprawdę duże .... Do jednego kwiatka dorwały mi się moje gady - normalnie nie można ich było odpędzić... No i pomimo, że Snieguła zajdła więcej, nic się jej nie stało, a wszystko wskazuje na to, że Zoe właśnie po tym się rozłozyła.... bo to jest jedyna nowa "potrawa" jaka była u mnie w domu...
Pech chciał, że ja w tym czasie miałam kontakt z pp.... a obajwy u Zoe to od 3:30 w niedzielę w nocy silne wymioty, najpierw jeszcze jedzeniem, potem pianą.... piana nawet zwisała jej z pyszczka... i tak co 15 minut.... cale mieszkanie oznaczyła....
Niestety, po tych ostatnich wizytach u weta Zombiczek bardzo się zaczął stresować, dawanie zastrzyków małym buraskom okazało się niczym w porównaniu z tym, co ona zaczęła wyrabiać.. nawet weci nie dawali sobie z nią rady... nie poznaję mojego kota.... tyle zastrzyków jej w życiu zdążyłam zrobić, i naprawdę nie było problemów, a teraz..... nie daję rady....
A to, co zrobiła wczorajszej nocy, to był numer z zupełnie innej bajki...
