Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie cze 08, 2008 17:43

:lol:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie cze 08, 2008 18:18

31.


Ściany domu wysrebrzone światłem księżyca bielały między drzewami. Dokoła panowała cisza, w której od czasu do czasu pokrzykiwał jakiś nocny ptak, a w żadnym z okiem nie paliło się nawet najmniejsze światełko. Poczułem, jak moja radość przygasa i automatycznie zwolniłem kroku. W stajni pachniało jeszcze końskim potem, a jej drzwi pozostały lekko uchylone. Na progu zauważyłem ślad kół ciągnący się przez podwórze ku bramie. Najwyrażniej dom opuścili wszyscy jego mieszkańcy...
Wszedłem na schody i po porastającym kolumienki ganku bluszczu wspiąłem się ku oknu. Było zamknięte i jedynie malutki lufcik dal się otworzyć podważony kawalkiem patyka. Zsunąłem się wzdłuż okiennej rzmy i stanąłem na drewnianym parapecie. Księżyc oświetlał duży, błyszczący stół i pomyślałem, że wygląda to tak, jakby ktoś na jego blacie rozlał wodę. Krzesła stały obok, starannie przysuniete do czterech boków stołu, tak samo starannie leżały poduszki, jedna obok drugiej ułożone na sofie. Ścienny zegar tykał jeszcze, a z serwantki połyskiwały talerze.
Nie wiedziec czemu cały ten ład przypomnial mi o matce Eweliny.
Nie myliłem się - w korytarzu, na mosiężnym haku wieszaka wisiała szara salopka pachnąca dobrze znanymi mi perfumami. Zapach był ciężki i słodki, nigdy go nie lubiłem, a w pustym domu potęgował jeszcze uczucie obcości i opuszczenia.
Na szczęście na talerzyku stojącym w witrynce kredensu pozostało jeszcze trochę okruszków piernika, więc posiliwszy się wlożyłem do ust grudkę miodu i rozejrzałem się za piecem. Prawdziwy piec znajdował się w kuchni, był co prawda zimny, ale miejsce pomiędzy ścianką pieca a scieną było na tyle przytulne, że zaciągnąłem tam wygrzebany w kufrze wełniany szalik, zdjąłem buty i kubrak i ułożyłem się do snu.
sen zmorzyl mnie od razu a kiedy obudziłem się za oknami było już jasno.
Wstałem i boso wyszedłem na środek kuchni. W świetle dnia wyglądała trochę bardziej przyjaźnie z kolorowymi kubkami ustawionymi rzędem w kredensie. Wyszedlem przez uchylone drzwi, a drewniane schody zaprowadziły mnie na górę. Tu, na poddaszu - czego domyśliłby się nawet bardzo mały skrzat - przemieszkiwał Jan. W pokoiku pachniało tytoniem, a na stole leżalo kilka zapisanych drobnym pismem kartek. Przebiegłem je wzrokiem, ale były to tylko luźne uwagi na temat jakiejś niedawno przeczytanej książki. Moją uwagę natomiast przykuła nieduża miseczka stojąca na parapecie. Na jej dnie bylo jeszcze trochę zaschniętej śmietanki i niewątpliwie musiała należeć do kota...w jaki sposób Jan domyślił się, że gliniany kot noca zamienia się w zwyczajnego kota tego domyślić się nie mogłem...
Drugi pokój napewno zajmował chłopiec. O ścianę oparty był leszczynowy łuk, taki sam, jakim bawili się chłopcy Złociejowskich, a na łóżku, do połowy wsunięta pod poduszkę spoczywała sporej wielkości proca.
Odetchnąłem z ulgą - pomimo cięzkich przeżyć chłopiec pozostał taki, jak inni chłopcy i wyobraziłem go sobie biegającego po ogrodzie z wojennym okrzykiem Indian na ustach.
" Bądź jak trawa " zadźwięczalo mi w uszach i pomyślałem, że mimo wszystko dobro silniejsze jest od zła, a radość zwycięża smutek...
Ze szczytu dachu, na który wyszedłem przez szpare między gontami widac było cała okolicę.
Droga wiła się między polami ku odleglej wsi. krowy na pastwiskach były małe jak kolorowe fasolki, a w łanie zboża za wsią...wypatrzyłem sporej wielkości krąg. Pomachalem w tamtą stronę ręką i pomyślałem o Wojtku pilnującym gromadki kurcząt. w tej samej chwili przyszlo mi do głowy, że zagrodowy skrzat jest równie dzielny jak ja, a może nawet bardziej...atakujący jastrząb w każdej sytuacji był groźnym i niebezpiecznym przeciwnikiem i stanowił prawdziwe niebezpieczeństwo...
Za wsią rozciągało się pasmo wzgórz, za którymi leżało moje miasto, rzeka wiła się jak cienka niebieska wstążka porzucona w trawie, a za horyzontem, za moimi plecami, gdzie niebo było ciut przygaszone musiało leżeć Duże Miasto, dokąd od czasu do czasu wyjeżdżał ktoś ze Złociejowa...
Z góry, ze szczytu krytego gontem dachu wszystko wydawało się bliskie, ale byłem na tyle mądry, aby nie ulec złudzeniu i nie popaść w bezpodstwaną radość.
Nad otwartymi przestrzeniami krążyły jastrzębie, w każdym przydrożnym zagajniku mogli ukrywac się Wyjęci Spod Prawa...no i nie byłem do końca pewien, czy Czarne Licho zostało unieszkodliwione raz na zawsze...
Pełen takich wątpliwości zszedlem na dół, ubralem buty, założyłem kubrak i wymknąłem się z domu przez niedomknięty lufcik.
Postałem chwilę w bramce zastanawiając się, dokąd mógł udać się brązowy kot - musiał odejśc na długo przed wyjazdem ludzi, o czym świadczyła wyschnięta śmietanka ...
Podniosłem z ziemi kamyk i nakreśliłem na nim różę wiatró, po czym podrzuciłem go w górę. Upadł tuż u moich stóp wskazując południe.
Zarzuciłem na plecy coraz lżejszy tobołek i ruszyłem w kierunku slońca.
w jakimś odległym ludzkim osiedlu kościelny dzwon wybił południe.

cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon cze 09, 2008 6:23

trzymam kciuki za Kleofasa :ok: ok: ok: ok: ok: ok: ok: ok:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Pon cze 09, 2008 18:59

Rosnące wzdłuż ścieżki paprocie rzucały chłodny cień i kilka razy odpocząłem przysiadając na prz\ydrożnych kamykach. Kamyki porastał miękki, zielony mech , tak że były wygodne niby fotele...Było gorąco. Włosy przylepiły mi sie do czoła, a koszulę można było wykręcać.
Pomny, że buty były nowomodną fanaberią współczesnych skrzatów - zdjąłem je i bosymi stopami dotknąłem mchu. Zrobiłem parę kroków doznając wrażenia jakbym szedł po zielonym, sprężystym dywanie. Mech mile chłodził strudzone stopy, łaskotał w nogi , a gdy skoczyłem z jednej kępki mchu na drugą zapadłem się weń po kolana...
Szedłem podskakując jak mały skrzat, a słoneczne promienie, przesiane przez liście paproci groteskowo rozciągały mój cień.
Po drugiej stronie zagajnika trafiłem na oczko wodne, okolone sitowiem i tatarakiem . Woda w nim była złoto-brązowa i chłodna i z przyjemnością zanurzyłem w niej stopy. Miała zapach butwiejących liści i postanowiłem, że pozostanę tu do wieczora, wykąpię się i rankeim, odświeżony, ruszę dalej.
Oczko wodne leżało z dala od drogi, w pobliżu rosło kilka starych, rozłożystych drzew, na które w razie niebezpieczenswta mógłbym uciec, więc najspokojniej w świecie ukryłem tobołek w trawie i wdrapawszy się na jedno z drzew znalazlem wygodne rozwidlenie, wprost stworzone do tego, aby oparłszy się plecami o szorstki pień uciąć sobie drzemkę.
Muchy brzęczały obok mego nosa a ptaki wydzierały się tuż nad moją głową , ale nie zakłóćało to w niczym mego snu...
Obudził mnie wieczorny wietrzyk. Zaszeleścił w sitowiu, rozwiał mi włosy i zmarszczył lekko taflę wody. Zsunąłem się z drzewa, zdjąłem ubranie i pobiegłem na brzeg oczka. dno było miękkie i piaszczyste, a kiedy zanurkowałem, obok mnie przemknęło spłoszone stadko małych rybek, w przybrzeżnym mule zaświeciły oczy raka.
Wyszedłem na brzeg i nie czekając aż wyschnę założyłem ubranie. Z kilku suchych, znalezionych pod drzewami gałęązek rozpaliłem nieduże ognisko i nad wątłym płomykiem przysmażyłem kawałeczek słoniny.
Syty i wypoczęty wyciągnąłem się na ciepłym piasku i spojrzałem w niebo. Nad moją głową błyszczało mnóswto większych i mniejszych gwiazd, ale wśród nich moje oczy nie wypatrzyły tej jednej, jedynej.
Pomyślałem o garncarzu zastanawiając sie dokąd mógł wieźć swoje miski i kubki, wyobraziłem sobie moją ukochaną malującą kolorowe kwiaty i powędrowałem myślami za rodzinny piec O tej porze dziadek zapewne siedział przed domem ze swoją fajką, a nocny park otaczał dom szpalerem drzew.
Pomyślałem, że niedługo powrócę do siebie i wdrapałem się na swoje drzewo. Z samego czubka widać było łąKi spowite wieczorną mgłą opalizującą w świetle księżyca i ledwie widoczne światełka domow.
nagle w ciszę wdarł się turkot kół. Wozy podskakiwały na wybojach, parskały konie, a nad wszystkim górował głos harmonii.
Melodia niosla się wytraźnie i daleko, las odbijał ludzkie głosy i zasłuchałem się w dziwną, melancholijną pieśń, której słów nie rozumiałem, a która napełniła mnie niespotykaną tęsknotą. Zechciało mi się nagle ruszyć przed siebie, iść dopóki zmęczenie nie zwali mnie z nóg ...
Przypomnialem sobie opowieść o syrenach wabiących śpiewem żeglarzy i mocniej uchwyciłem się gałęzi. Wozy przejechały drogą a w powietrzu pozostał zapach koni i wzbitego spod kopyt kurzu. Nie wiedzialem wówczas, kim byli owi ludzie i kto im w podróży towarzył, historie bowiem mają to do siebie, że dopełniają się po latach, gdy zasiadłszy w kręgu przyjaciół przywołuje się dawne dni i dawne przygody.
Rankiem , kiedy pierwsze promienie słońca przebiły sie przez gałęzie zszedłem na doł, umyłem twarz w złotobrązowej wodzie, wyssałem grudkę miodu i ruszyłem w drogę.
Nocne wozy pozostawiły na piaszczystej drodze głębokie koleiny, toteż iść nie było mi łatwo, stopy zapadały się w piasek, kurz kręcił w nosie, a słońce grzało mocno choć południe bylo jeszcze daleko.
Obozowisko zauważyłem gdy droga szerokim zakrętem mijała rozległą łąkę. Wyprzągnięte z wozów konie brodziły w wysokiej trawie, a wozy stały z boku, jak ogromne, nieruchome, kolorowe żuki.
Między wozami uwijala się bosonoga, smagłoskóra dzieciarnia, a z kotła ustawionego nad palącym się na środku łąki ogniskiem dochodził smakowity zapach żeberek duszonych w kapuście.
Poczułem, jak zaburczało mi w brzuchu i przyspieszylem kroku.
I tak bardzo byłem zajęty myślami o sutym obiedzie, że zlekceważyłem glos mojego serca, które najwyraźniej chciało mi powiedzieć, że jestem bardzo, ale to bardzo blisko jakiegoś celu...
Z ilości wozow pojawiających się na drodze pojąłem, że zbliżam się ku miastu, którego jeszcze nie było widać na horyzoncie.
Na polach pachniał pierwszy pokos siana, a nad drogą krążyły jaskółki. Było gorąco i duszno i pomyślałem, że ten dzień musi zakończyć się burzą.
Nie myliłem się - kiedy slońce zaczęło chylić się ku zachodowi na niebie zgromadziły się ciężkie, stalowe chmury, ruszył się lekki wiatr, a za horyzontem coś zamruczało. Pomrukowi odpowiedziało strwozone porykiwanie krów i gęganie spłoszonych gęsi taplających się w przydrożnym stawie. rozejrzalem się dokoła w poszukiwaniu schronienia, ale pamiętając przestrogi Bazylego nie szukałem drzew, w które łacno mógłby trafić zbłąkany piorun.
Wiatr powoli wzmagał się. Porywał źdźbła trawy, unosił kurz skręcając go w małe, wirujące po całej drodze lejki. Przetarłem oczy i przyspieszyłem kroku. w szeleście traw i szumie drzew nie dosłyszałem kroków za moimi plecami i dopiero, gdy drobna dłoń pociągnęła mnie za kubrak - zatrzymałem się.
- Za mną - zawołał bardzo stary skrzat i pobiegliśmy w stronę kamiennej piwniczki zarośniętej trawą. Gdy dobieglismy do wlotu ciężkie krople deszczu zaczęły bębnić o ziemię.
- Uff - odetchnął z ulgą stary skrzat i otarł czoło rękawem koszuli.
Miał długą siwą brodę, krzaczaste brwi i spaloną słońcem twarz, a ubrany był w płócienne spodnie i kapcie, własnoręcznie wykonane z łyka.
Grzmot, który przetoczył się nad polem ogłuszył nas, a deszcz uderzył ze zdwojoną siłą.
Spojrzałem ku wejściu, ale stary pokręcił głową.
- To dobre i bezpieczne schronienie- rzekł, wyjął z kieszeni fajkę i widząc, że i ja wydobyłem swoją poczęstował mnie tytoniem.
Siedzieliśmy bez słowa wsłuchani w nawałnicę na zewnątrz rozkoszując się smakiem tytoniu i poczuciem bezpieczeństwa.
- Jestem Filip - przedstawił się stary, gdy deszcz ustał, a odgłosy burzy zaczęły ścichać. Uścisnęliśmy sobie dłonie i w paru słowach opowiedziałem skąd i dokąd podążam.
Burza oddalała się, ścichając za lasem, a Filip wydobył skądś garść suszonych jagód i naprędce posililiśmy się.
- Właściwie mieszkam tam - Skrzat wskazał kilka zabudowań pod lasem, - ale tutaj uciekam, by odpocząć.
Kiedy moje zapasy uszczupliły się o suche grudki miodu dowiedziałem się, że Filip posiada liczną rodzinę, składającą się w większości z dzieci. Był to bezdomny i zagubiony skrzaci drobiazg, który pozgarniala z bezdroży towarzyszka Filipa a gromadka ta szczególnie upodobała sobie towarzystwo Filipa, którego zgodnie nazywała dziadkiem i co wieczór domagała się najprawdziwszych, dziadkowych opowieści.
- Mam nadzieję, że nie pogniewasz się, kiedy zaprosze cię do nas ? - zapytał trochę nierpewnie Filip. - Dzieje się tu niewiele, więc...
- W porządku - odrzekłem przyjmując taktykę, której nauczył mnie Bazyli : " jeżeli jestes w sytuacji bez wyjścia postaraj się nie połamać sobie pazurów...to znaczy ponieść jak najmniejsze szkody ", toteż idać w ślad za Filipem przypominałem sobie kolejno wszystkie historie mojego dziadka...
Rodzina Filipa składająca się - jak okazało się później - składała się z mego gospodarza, jego towarzyszki i trzynaściorga sierot w różnym wieku, z których każde miało sto pytań do zadania i sto pomysłów na minutę...Gdy Filip przedstawił mnie jako swego przyjaciela , co w gruncie rzeczy wcale nie było niczym dziwnym, bowiem skrzat skrzatowi zwykle jest przyjacielem - dzieciarnia otoczyła mnie ciasnym kręgiem wypytując o najrozmaitsze rzeczy, opowiadając jedno przez drugiego, jaka straszną burze mieliśmy przed chwilą i przepychając się wzajemnie.
Podnioslem rękę w górę tak samo, jak robił to Melchior chcąc uspokoić rozbrykane dzieci.
- Jeżeli natychmiast położycie się do łóżek - powiedziałem - to byc może opowiem wam...
- ... naprawdę straszną historię ! - przerwał mi chór podekscytowanych głosów i dzieciarnia rzucila się na zlamanie karku w stronę swoich posłań.

cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon cze 09, 2008 21:04

straszną historię???!!! przed snem???!!!
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Wto cze 10, 2008 8:14

Jezeli chodzi o mnie to kochałam straszne historie na dobranoc, a mój dziadek był mistrzem w ich opowiadaniu...roiło sie w nich od wszelkiego rodzaju stworów a ja z radością sikałam ze strachu...
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto cze 10, 2008 8:55

:lol:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto cze 10, 2008 9:04

caty pisze:Jezeli chodzi o mnie to kochałam straszne historie na dobranoc, a mój dziadek był mistrzem w ich opowiadaniu...roiło sie w nich od wszelkiego rodzaju stworów a ja z radością sikałam ze strachu...

a ja wolałam słodkie bajusie :lol: o skrzatach np. :lol: :lol: :lol:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Wto cze 10, 2008 9:19

A ja lubiłam baje o Jeżyku i Wiewiórce....

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto cze 10, 2008 18:57

Usiadłem na pierwszym z brzegu posłaniu i na poczekaniu skleciłem straszliwą opowieść, której bohaterem był zagrodowy skrzat Wojtek stający do nierównej walki przeciwko Czarnemu Lichu. KMiedy doszedłem do dramatycznej walki na skraju cembrowiny starej studni, która nie miała dna dzieciaki wrzeszczały ze strachu, a Filip po raz trzeci nabijał fajkę...
- Czarne Licho z potwornym skrzekiem stoczyło się w bezdenną ciemność , a nasz bohater wytarłszy ręce o trawę... - zawiesiłem głos dochodząc do końca opowieści
- ... zapalił fajkę ! - wrzasnęło trzynaście gardeł.
- Zapalił fajkę - powtórzyłem i za piecem zapadła cisza.
Filip spojrzał na mnie z niekłamanym podziwem.
- Myślę, że powinieneś zacząć pisać pamietniki, albo coś innego... - uśmiechnęła się jego towarzyszka. - Przez chwilę sama się bałam...
Kiedy z każdego posłania dochodzić zaczęło senne posapywanie wyszliśmy przed dom. Trawa była jeszcze mokra po burzy, a w powietrzu unosił się świeży, elektryzujący zapach. Odetchnąłem pełną piersią i przysiadłem obok gospodarzy na kamiennym progu.
- Na szczęście śpią spokojnie - powiedziała towarzyszka Filipa. - Wiele z nich ma za sobą naprawdę ciężkie chwile.
Pokiwałem głową choć do niedawna wydawało mi się, że Zły Czas dotyczył wyłącznie ludzi. Nie chciało mi się nawet pytać o losy śpiącego drobiazgu.
- No, ale wszystko jest już w porządku - powiedział Filip, zupełnie jakby czytał w moich myslach. - Kiedy wszystko się uspokoi poszukamy bliskich...a jeśli nie, pozostaną z nami...potem znajdą własne kąty, wlasne piece...
Wiatr rozwiał chmury i na niebie błysnęły gwiazdy.
- Jutro ruszam w drogę - powiedzialem.
Ale kiedy Filip zapytał dokąd idę sam nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć.
- Długo by opowiadać - powiedziałem wymijająco, na co Filip sięgnął pod obluzowany kamień i wyjął spod niego niedużą, pękatą flaszeczkę.
- Noc jest długa - rzekł, a jego towarzyszka przytaknęła.
Wino było cierpkie , czułem w nim zmarznięte owoce tarniny, głóg i dziką różę. I sam nie wiem jak i kiedy popłynęła opowieść o moim mieście, o Janie, malarce, zaginionym kocie i domu na skraju parku, a Filip i jego towarzyszka słuchali, słuchali i słuchali nie przerywając.
Obłok fajkowego dymu unosił się nad nami jak wieczorna chmura, w zaroślach od czasu do czasu odzywały się ptaki, a przed moimi oczyma trwal, niby fatamorgana obraz mego miasta, tak drogiego memu sercu.
- Świat jest duży, a kot mały - podsumowal Filip. - W zasadzie mógł pójść wszędzie...ale myslę, że tak czy siak kieruje się w stronę domu.
Zasępiłem się nieco.
- Nie jestem pewien - powiedziałem. - Stąd nie widać gwiazdy, więc może nie odnaleźć kierunku.
Towarzyszka Filipa uśmiechnęła się.
- Myslę, że nie chodzi tu tylko o gwiazdę - rzekła w zamyśleniu.
- A o cóż jeszcze ? - zapytaliśmy z Filipem prawie jednocześnie.
- O serce - odparła. - Gwiazda tylko potwierdza, czy droga jest tą, którą powinna być...
- Gdyby tak było... - żachnąłem się. - To...
Urwalem i pomyślałem, że kot Bazyli nie wspominał ani słowem o sercu.
- Przeciez to oczywiste - towarzyszka Filipa wzruszyła ramionami. - Czy ktoś mówi ci, jak oddychać ?
Zrobiło mi się głupio przed sobą samym. Do tej pory szukałem znaków, wskazówek, śladów i stawałem niepocieszony nie znajdując żadnego z nich - o sercu zaś nie zdarzyło mi sie pomyslec ani razu...chociaż caly czas biło piod moim kubrakiem, raz szybciej raz wolniej, raz mocniej, a raz słabiej...
- Myślę, że powinienem udać się do miasta - powiedziałem w końcu. - Tam prowadzi głowny trakt, i tam udają się wszyscy...
- Kot to nie wszyscy - uśmiechneła się towarzyszka Filipa. - Ale spróbować nie zaszkodzi.
Kiedy w końcu dopilismy wino Filip podniósł następny kamien i podał mi mały, gruby notes zapisany drobnym, pochyłym pismem.
- Podejrzewam, że umiesz czytać - rzekł czerwieniąc się lekko. - Mnie nauka nigdy specjalnie nie pociągała - wytłumaczył, gdy przerzucałem pożółkłe stronice.
- To zbiór przepisów na ziołowe mieszanki - wyjaśniłem i pomyślałem o jasnowłosej lekarce.
- Bardzo mozliwe - rzekł Filip. - Kiedyś mieszkała tu pewna zielarka...moi gospodarze udzielili jej schronienia. kiedy minał Zły Czas powróciła do domu, a o tym pewnie zapomniała...
Zamknałem notatki i spojrzalem na Filipa.
- Jeśli chcesz, możesz go zatrzymac - rzekł skrzat.
Kiedy kładłem się na spoczynek pomyślałem , że dowiedziałem się kolejnych rzeczy - że w drodze należy słuchac serca, i że niekoniecznie trzeba przeczytać sto mądrych książek, aby byc mądrym, mądrością serca i mądrością dobra...
Rankiem, gdy słońce zaświecilo nad łąkami spakowałem swój tobołek, pozegnalem się ze wszystkimi po kolei obiecując dzieciakom, że w powrotnej drodze napewno ich odwiedzę i opowiem kolejną historię i serdecznie uściskałem Filipa i jego towarzyszkę.
Gdy oddalalem się ścieżką wydeptaną w trawie dlugo jeszcze stali na kamiennym progu machając mi na pożegnanie.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto cze 10, 2008 21:09

caty pisze:(...)Kiedy kładłem się na spoczynek pomyślałem , że dowiedziałem się kolejnych rzeczy - że w drodze należy słuchac serca, i że niekoniecznie trzeba przeczytać sto mądrych książek, aby byc mądrym, mądrością serca i mądrością dobra...

święte słowa, dziękuję, caty :1luvu:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Śro cze 11, 2008 13:40

Piekne :!:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Śro cze 11, 2008 21:14

Notes był kanciasty i duży i uwierał mnie w plecy. Ślady nocnej ulewy zdążyły już wyschnąć i unoszący się spod nóg pył niemile drażnił nos i oczy. Szedłem w strone miasta nie mając pojęcia czy w mieście mieszkają skrzaty - cały czas pocieszając się myślą, że gdzieś tam, podobnie zagubiony jak ja mógł znajdować się brązowy kot...Od czasu do czasu wsłuchiwałem się w bicie swojego serca mając nadzieję, że podpowie mi cos szczególnego, ono jednak biło jak zawsze , wystukując miarowy rytm...no, może było odrobinę zmęczone skwarem panującym na drodze, ale nie mogłem powiedzieć, aby działo się znim coś szczególnego.
Kiedy zobaczyłem dachy wysokich miejskich kamienic miało się już ku wieczorowi. Niebo nad miastem spowite było błękitnawą mgiełką , a w niej połyskiwały bladym, żółtym światłem okna...Z pewnościa nie było to dobra miejsce i prawdę powiedziawszy nie specjalnie miałem ochotę wchodzic tam nocą, zacząłem się więc rozglądać za jakim takim schronieniem. Niestety - domy na przedmieściach otoczone były wysokimi, mało przjaźnie wyglądającymi drewnianym parkanami lub siatką, a jedyny dom, który stał daleko na uboczu i nie straszył ani parkanem, ani złym psem bardziej przypominał ruinę, niż ludzkie domostwo.
Dopiero nieduży, szary cień, któy przemknął w trawie w stronę owego miejsca przekonał mnie, że mogę się mylić...
Kiedy podzedłem bliżej okazało się, że to, co początkowo wziąłem za kupę gruzu było niczym innym, jak sporej wielkości skalnym ogródkiem, który porastały różnego rodzaju zioła. Nagrzane słońcem za dnia pachniały mocno wabiąc nocne owady.
Szary cień przeskoczył zgrabnie po kamieniach i zniknął w piwnicznym okienku.
Przekradłem się pod okno i po gałązkach jakiegoś wątłego krzewu dostałem się na parapet. W półmroku rozjaśnionym przez ciepłe światło lampy dostrzegłem dwie postaci. Jedną z nich był mała dziewczynka, o buzi przypominającej pyszczek polnej myszy, a druga...im dłużej się jej przypatrywałem tym bardziej wydawała mi się znajoma, trochę starsza, ale... Przymknąłem oczy i zaraz pod moimi powiekami pojawiła się chata na skraju łąki, tam, gdzie młody las stykał się z łanem koniczyny...Tak - kobieta, która kroiła chleb na równe, cienkie kromki , a która niewątpliwie była matką dziewczynki o mysim pyszczku choć raz musiała pojawić się w moim życiu...
Nagle, niby rażony gromem przypomniałem sobie wieczór, gdy stara zielarka, prowadząc za rękę swą wnuczkę przyszla do domu na skraju parku, aby pozostawić torebkę suszonych ziół dla jansnowłosej lekarki...a dziewczynka, która rozglądała się ciekawie po werandzie miała buzie przypominającą pyszczek polnej myszy...
Moje serce zabiło tak mocno, że przestraszyłem się, że ktoś może je usłyszeć...
Co sprawiło, że znalazła się tak daleko od miasta ? Chata na skraju łąki stała przecież, co prawda nieco pochylona ku ziemi, z płotem chylącynm się ku ziemi - ale komin nadal sterczał w górę, a kaflowy piec, nad którym ongiś suszyły się peki ziół pozostał nienaruszony.
Odpowiedź przyszła szybciej, niż mogłem się tego spodziewać.


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw cze 12, 2008 6:00

jesoo...caty...Ty to umiesz stopniowac napięcie... :lol: :lol: :lol:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Czw cze 12, 2008 10:03

I znów przerwa w najciekawszym momencie....

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 11 gości