» Wto cze 17, 2008 22:04
Dzisiaj mija dokładnie rok, kiedy to Alusia - szkieletorek obciągnięty strupowatą skórką, z mega, mega biegunką - w bardzo wczesnych godzinach porannych, a była to niedziela - zawitała do naszego, tzn.swojego domu. Bałam się wtedy, czy przeżyje, bo była w opłakanym stanie. Walka trwała bardzo długo i do niedawna wydawało się, że wreszcie, po niemal roku wyszłyśmy na prostą. Ranka na pleckach wreszcie zagoiła się, Alusia zaczęła się bawić, a ja byłam w siódmym niebie. Uwielbiałam słuchać tupania kocich nóżek w czasie gonitwy wieczornej z Maksiem, zwłaszcza wtedy, kiedy ja próbowałam zasypiać po całym dniu pracy. Bo właśnie wtedy im najbardziej zbierało się na harce i hulanki. Widziałam wreszcie Alusię bawiącą się myszką, piórkiem, sznureczkiem. I była już sielanka....
Ale to wszystko nie mogło trwać długo. Kilka dni temu zauważyłam, że Alusia zaczyna drapać uszy, na uszach strupy, a zewnętrzna strona uszu łysa, bez futerka. Wyglądało mi to jakoś na grzyba, ale przecież Alusia była szczepiona przeciwko grzybicy. Dodatkowo zaczęłam znajdować na podłodze kępki Alusiowego futerka. Okazało się, że ona rozdrapuje, czy wygryza sobie łapki do tego stopnia, że tworzą się ranki i łyse placki. Skąd znowu takie zmiany? W tym czasie Alusia była już szósty tydzień na diecie eliminacyjnej i bardzo pilnowałam, żeby nie podjadała niczego innego. A kto ma conajmniej 2 koty, z czego każdy jest na innej diecie, to wie, co to znaczy. I wydawało się, że wszystko jest już na dobrej drodze....
Zastanawiam się teraz, czy to wszystko nie jest związane z psychiką? Czy ktoś miał przypadek, żeby kot wygryzał sobie rany na łapkach? Co dzieje się w naszych schroniskach, że koty zabrane stamtąd gnębią tak różne przypadłości? Dlaczego w momencie, kiedy wydaje się już tak dobrze, zaczyna się znowu coś dziać? I nigdy nie ma pewności, że już będzie dobrze?
Oczywiście powędrowałam z Alusią do wetki, która rozkłada już ręce, że jeszcze takiego kota nie miała. Najpierw nagadała na karmę, że to z karmy (no bo karma nie od niej, a sprowadzona z Krakowa), a moje argumenty, że to jedyny dystrybutor niemieckiej karmy weterynaryjnej w Polsce, a pani rozprowadzająca karmę jest lekarzem dietetykiem, która kształciła się w Niemczech i lecznice w całej Polsce zamawiają tę karmę u niej - nic nie dały (a miałam cichą nadzieję, że pani dr zainteresuje się karmą i spróbuje sprowadzić ją do swojej lecznicy, no niestety nadzieję płonną). Zostały pobrane Alusi zeskrobiny z tych ranek na łapkach i zrobiony posiew na ew.grzyba. No i ma to "rosnąć" przez dwa tygodnie, czyli po dwóch tygodniach będzie wiadomo, czy to grzyb. Narazie wszystkie zmiany smaruję tridermem. Dodatkowo Alusia dostała advocate na grzbiecik, bo jeszcze padło podejrzenie na jakąś...pchłę.
Alusia znowu przestała zaczepiać Maksia do zabawy, przestała się bawić, dużo śpi, najchętniej na kolanach (to na szczęście jest niezmienne!). No i tak minęła nam nasza pierwsza wspólna rocznica....
Adoptuj. Nie kupuj.