Jest dobrze...
Wróciłam wieczorkiem z pracy i Florka, jak zawsze przywitała mnie w drzwiach.
Młoda cały dzień spędziła w łazience (profilaktycznie - jeszcze troszkę, moje dłuższe wyjścia będą się wiązały z karcerem). Otworzyłam łazienkę, a tu w kuwecie sioo.

Kotka szczęśliwa wylazła na mieszkanie.
Dostały po miseczce tuńczyka i Faucia wlazła do kuwety... zrobiła piękną kupę, którą efektownie zakopała (podglądałam, zezując z kuchni).
Teraz buszuje po mieszkaniu, a przed chwilą słyszałam szuranie żwirku z kuwetki.
Zuch dziewczynka...
Pomału, zaczynają podchodzić co raz bliżej siebie. Głównie Faucia, obchodzi Florę a to z jednej, a to z drugiej. Starsza, patrzy na nią z pewnym zainteresowaniem... Ale, bez przesady, bez poufałości.
Młoda w lecznicy została przy mnie odrobaczona i posikana czymś na pchełki i kleszcze. A z tego co wiem, to siedziała tam w klatce bez kuwetki. Tak powiedziała pani wetka.
