
dziś miałam cały dzień prac ogródkowo-domowych. Koty mi dzielnie towarzyszyły, szczególnie Miecia i Pusie. Maciejka zaś odkryła sposób na otwarcie okna połaciowego (jeśli nie jest zablokowane) i wyszła na dach z nieukrywanym zamiarem wydostania się do ogrodu. Włosy mi stanęły dęba i już widziałam oczyma duszy zwichnięte drugie kolano i powtórną operację prawego z powodu upadku. Pognaliśmy więc po długą drabinę i kicia została zdjęta przeze mnie zdjęta.

Wróciła oczywiście do pokoju, tylko tym razem nie zostawiłam uchylonego, nie zablokowanego okna.

Puchatek dał mi się wczoraj i dziś pogłaskać i wyraźnie sprawiło mu to przyjemność. Nie startował z łapami.

Zaczynam poważnie myśleć o wypuszczeniu go z klatki do pokoju. Nie wiem co prawda czy dogada się z Maciejką i Perełką ale jak nie spróbuję to nie będę wiedziała.
Perełka za to zbliża się do wypuszczenia z pokoju "na dom". Niestety oznacza to jednocześnie możliwość wyjścia do ogródka i dlatego ciągle się waham. Na brzuszku Perełki nie ma śladu po sterylizacji. Powinnam chyba najpierw się do tego przymierzyć.
Klementynkę też trzeba ciachnąć.
Minął miesiąc a ja nie zdołałam iść z Przydrożnym do okulisty.

Qrcze, nie mam kiedy, Tż znów wyjeżdża a synek ma ważniejsze sprawy na głowie niż wożenie kotów po lekarzach

(trwa już końcowe odliczanie do jego ślubu

) Cały czas się zastanawiam gdzie wyprowadzę na czas imprezy koty z salonu żeby rodzina miała gdzie sie przespać.