Georg-inia pisze:Moja Mama, zostawszy kiedyś na ranczu jako catsitter, latała o czwartej rano po wsi i wołała Georga, bo skubaniec nie przyszedł do domu na noc... Wyobrażacie sobie miny ludzi - nikogo nie obrażając - "wiejskich" ? wariatka lata i w nocy kota szuka

Na szczęście sąsiadów nie było. Do gospodarstwa jest dość daleko, ale i tak pewnie słyszeli moje MOOOHER, MOHEROOOOWY, bo głos się niesie jak diabli

. Wtórował mi Sybirek, bo zaniepokojony naszym zachowaniem wydawał z siebie przeraźliwe miaaaaauuuuuu.
Trudno, wyjdą, to wyjdą - nie mam jak na razie poprawić naciągu, a nie przytkam dołu siatki na całej długości, bo za długie ogrodzenie. Chcę jednak, żeby poznały teren i następnym razem wyjdziemy na spacer.
Przez tego zbiega zapomniałam o Sybirku. W pewnym momencie jasne "coś" śmignęło koło mnie i znalazło się na gruszce na wys. ok. 3 m. Zawisł, popatrzył w dół, zrobił głupią minę i wdrapał się na gałąź. Balansował na niej dobrą chwilę, bo nie było jak zejść po gałęziach. W końcu zsunął się kawałek przodem, zaczepił pazurami o pień, a pupsko majtnęło niżej i tym sposobem zszedł. Potem już nie wbiegł na żadne drzewo z rozpędu! Siadał pod każdym, patrzył w górę i miauczał

- chyba myślał głośno, czy wejść

. Wszedł na rozgałęzioną jabłonkę, na wierzbę nad szambem, a z drzew, które nie mają nisko gałęzi rezygnował! Cwaniak koci. I tyle wyszło z niechodzenia po drzewach

.
Zdążyłam pobiec po aparat i zrobiłam zdjęcia, ale aparat pożyczyłam tacie razem z nimi. Jakieś zdjęcia będą za 2 tygodnie
, chyba że z telefonem coś wykombinuję.