Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw maja 29, 2008 9:03

fajne!
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw maja 29, 2008 9:31

:):):)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw maja 29, 2008 9:31

:):):)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw maja 29, 2008 9:32

:):):)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw maja 29, 2008 18:58

27.


Wiosna minęła łagodnie, bez większych wydarzeń, jeżeli nie liczyć małego incydentu w dzień targowy, kiedy kotka natknęła sie na wychodzącego z gospody listonosza i w niewybredny sposób oznajmiła mu co sądzi na temat przydeptywania kocich ogonów.
Listonosz zbladł i rzucił się do panicznej ucieczki na cały głos ślubując, że już nigdy nie tknie żadnego alkoholu. kotka tymczasem ukryła się w komórce na drewno i nie raczyła odpowiedziec na moje wołanie.
Złość przeszła mi bardzo szybko i stanąwszy przed komórka odwołałem wszystkie rzucone pod jej adresem groźby, ale widać obraziła się nie na żarty, bo nie zjawiła się ani na kolacji, ani na śniadaniu., a o jej jej obecności świadczyło jedynie kilka gniewnych fuknięć które dobiegły z najciemniejszego zakamarka.
Malarka i jasnowłosa lekarka przychodziły do domu co kilka dni. Zaczynały od rozpalenia w piecu dziwiąc się, że tak długo zachowuje ciepło, a potem zaparzały zbozowa kawę - prawdziwa kawa skończyła się i nawet w cukierni nie można było się jej napić - i siadały na werandzie rozmawiając o dawnych czasach, wspominając mieszkańców domu i zastanawiając się, kiedy powróci Jan wraz z rodziną.
Siadałem wówczas za piecem zajadając się smakołykami, które malarka dyskretnie wsuwała do naszej kryjówki a opowieści o minionym czasie przenosiły mnie w krainę beztroski, wspomnienia budziły nadzieję na powrót bliskich i spoglądaliśmy z dziadkiem na siebie kiwając głowami, lub wymieniając uśmiechy.
Kiedy za przyjaciółkami zamykały się drzwi wychodzilismy zza pieca i zapalaliśmy nasze fajeczki.
Pewnego wieczora, gdy uznalem, że gniew mojej gadatliwej znajomej trwa ciut za długo kotka sama pojawiła się na werandzie. Jak gdyby nigdy nic wylizala talerzyk śmietanki, rozejrzala się w poszukiwaniu myszy, zapytała co slychac i znikła.
Zrobiło mi sie trochę przykro, bowiem jej obecność sprawiała, że dom był jakby mniej pusty i prawdę mówiąc zaczynało brakować mi jej wymądrzania się. Ale, jak to powiedział kiedys Bazyli nikomu jeszcze nigdy nie udalo się zmusić kota do niczego na co sam nie mialby ochoty , więc postanowiłem cierpliwie czekać...
Po tygodniu, dokładnie, gdy przekwitł turecki bez pod oknem gabinetu Jana kotka weszła do kuchni z uroczystą miną i poprosiła abyśmy poszli za nią.
W komórce na drewno pachniało suchymi szczapkami i resztką ubiegłorocznego siana, które Jan złożył tam dla saren i w to wlasnie miejsca z bardzo uroczystą miną zaprowadziła nas kotka. W sianie cos poruszyło się i moje oczy, które zdążyły już przyzwyczaić się do ciemności dojrzały trzy nieduże ksztalty leżące w małym zagłębieniu.
Kotka zamruczała śpiewnie i trzy ksztalty uniosły ciężkiem główki.
- Dzień dobry wujku Kleofasie - pisnęły ciut niewyraznie trzy cieniutkie głosiki i rzecz jasna, nie było to powiedziane po kociemu.
- To chyba jest dziedziczne - oświadczyła kotka, a moje serce wykonało dziwny podskok.
- Chyba tak - rzekł dziadek i wsunął do ust kawalek lukrecji.
Usiadłem na skraju gniazda i przyjrzałem się maluchom. Dwa z nich były czarno-białe jak ich matka, zaś trzeci kropka w kropkę przypominał kota z cukierni. Posiedzieliśmy chwilę w drewutni chwaląc urodę malców, a kotka dosłownie puchła z dumy.
- Oczywiście będą musialy opanowac kocią mowę - powiedziała zupełnie jakby czytała w moich myślach - ale to jeszcze sporo czasu...
Nagle wyobrazilem sobie miasto pelne gadatliwych, przemądrzałych kotów i poczułem się odrobinę nieswojo. Nie wszyscy bowiem mieszkańcy miasteczka żyli za pan brat z baśniowym ludem i nie wszystkich natura obdarzyla wyobraźnią, jaką miała moja przyjaciółka z narożnej kamienicy...
Postanowiłem, że sam dopilnuję, aby maluchy nauczyły sie porządnej kociej mowy i pożegnalismy szczęśliwą rodzinę.
- Tylko prosze nie wtrącać się za bardzo w wychowanie moich dzieci - mruknęła pod nosem kotka, a ja zapewniłem ją, że nie będzie to bardziej, niż okazałoby się konieczne.
Wymienilismy z dziadkiem znaczące spojrzenia i opuściwszy komórkę udaliśmy się na maly spacer po ogrodzie.
Powietrze było duszne i ciężkie, intensywnie pachniał jaśmin, a w koronach drzew panowała zupełna cisza. słońce zachodziło wielkie i czerwone, zas na przeciwległym krańcu nieba zaczęły powoli gromadzić się
ciężkie, ciemne chmury.
Kiedy powróciliśmy na werandę za lasem zagrzmiało.
- Pierwsza tego roku burza - mruknął dziadek.
Ledwie zdołalismy usadowić się na starym fotelu cos zaskrobało w drzwi.
- Phoszę othwoszyć - powiedzial jakiś niewyraźny głos i do środka weszła kotka niosąc w pyszczku jedno ze swoich dzieci. wyskoczyla na stojącą pod oknem kanapkę i położła malucha między poduszkami.
- Wydaje mi się, że dach jest trochę nieszczelny - wyjaśniła i udala się po następne dziecko.
Wkrótce siedzielismy w kuchni wszyscy, a okno raz po raz rozjaśniało się niebieskawym światłem. kiedy przy pierwszym pomruku grzmotu maluchy wrzasnęly wnieboglosy dziadek wdrapal się na kanapkę i usiadl na poduszce.
- Mysza - powiedziało jedno z dzieci.
- Nie, nie - zaprzeczyła kotka. - To jest...to jest dziadek.
Dziadek tymczasem rozsiadł się wygodnie i rozpoczął długą opowieść o ty, jak burza zaskoczyła go w lesie, maluchy zas piszczaly ze strachu tam, gdzie trzeba było się bac i chichotaly tam, gdzie chichotać należało.
Wsluchalem się w opowieść, której wysluchalem conajmniej ze sto razy przy różnych okazjach az w końcu moja głowa zrobila się ciężka, oczy zamknęły się same i zapadłem w sen.




cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pt maja 30, 2008 6:53

słodka bajusia :1luvu: :1luvu: :1luvu: :1luvu: :1luvu:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Pt maja 30, 2008 7:42

Hahaha dziadek mysza :lol:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt maja 30, 2008 8:59

:D po prostu dziękuję za piękne baje, jakże miło mi codziennie przenieść się na chwilę w baśniowy świat , dziękuję
Obrazek
Obrazek

kirke18

 
Posty: 2132
Od: Pt mar 31, 2006 10:17
Lokalizacja: Grudziądz

Post » Pt maja 30, 2008 9:54

Miiiiiiiaaaaaaaaaauuuuuuuu :)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt maja 30, 2008 20:13

Burza przewalała się ponad domem , a ja spałem smacznie wtulony w miękką poduszkę i jeszcze coś, co było ciepłe i wydawalo niski, wibrujący dźwięk. Gdy slońce zaświeciło mi prosto w twarz przeciągnąłem się i strząsnąłem z policzka małą łapkę, która natychmiast wpakowala mi się do ucha. Przypomniałem sobie burzową noc i otworzylem oczy.
- Dzień dobry wujku Kleofasie - zapiszczały trzy głosiki, a za piecem zaszeleścił dziadek.
Siedząca na stole kotka gorliwie zajmowała się toaletą, a za oknem głośno śpiewały ptaki.
- Myślę, że możecie tu zostać - powiedziałem spoglądając na kotkę. - W piwnicy jest sporo myszy, a kiedy ludzie przyjdą napalić w piecu przyniosa wam mleka.
- Mleka, mleka, mleka - zapiszczały kocięta z lubością powtarzajac nowe słowo.
- Tylko nie odzywajcie się - dodalem bez większego przekonania.
- Słuchajcie wujka - powiedziała kotka i zakończyła mycie prawej, tylnej łapy. - wyjdę rozejrzeć sie trochę - dodała znikając w sieni.
Kocięta zbiły się w kulkę , chwilę przepychały się niezdarnie między sobą, aż w końcu to podobne do kota z cukierni zarządało :
- Chcemy bajkę.
Zachichotalem widząc jak dziadek próbuje wycofać się za piec. Kocięta jednak szybko go wypatrzyły i teraz zgodnym chórem domagały sie opowieści.
Dziadek uspokajająco pomachał ręką.
- Nareszcie ktoś - rzekł i spojrzal na mnie znacząco - nie będzie zasypiał przy moich historiach...
To rzekłszy klepnął mnie w ramię i wygramolił się na kanapkę, ja zaś udałem się na codzienny spacer uliczkami miasta. powietrze po nocnej burzy było czyste i rześkie. Słońce nie zdołało jeszcze wysuszyc kałuży i teraz niebo odbijało się w nich razem z drobnymi, pierzastymi chmurkami.
Ludzie którym przyglądałem sie z ukrycia też wyglądali jakoś inaczej - poruszali sie tak, jakby zdjęto im z pleców ogromny ciężar, uśmiechali się i zagadywali do siebie, a w cukierni pachniało zbożową kawą.
Zrozumiałem, że dzieje się coś ważnego i na jednym oddechu wbieglem na kręte schodki narożnej kamieniczki.
Już na korytarzu slychać było śpiew malarki i śmiech dzieci, a zapach fajkowego tytoniu Melchiora unosił się w powietrzu.
- Kleofasie ! - zawołała malarka. - Ach, kochany Kleofasie, najgorsze już za nami !
Melchior wydobył z głębi szafki karafkę i wznieśliśmy toast za lepsze, które miało nadejść.
Wznosilismy toast za toastem za jeszcze lepsze i to najlepsze i wróciłem do domu późnym popołudniem. Dziadek siedział na paczce z drewnem ćmiąc fajeczkę, a kocięta spały rozrzucone po poduszkach jak zabawki.
- Umieja słuchać - rzuciłem od niechcenia, a dziadek rozesmiał się.
Wiśniowy likier szumiał mi w glowie, przegryzłem więc parę rodzynek i udałem się na małą drzemkę. Z miłym zawrotem głowy pogrążyłem się we śnie, w którym na powrót stalem się malym skrzatem siedzącym u stóp dziadka, drżącym z niecierpliwości jak też skończy się długa, opowiadana przez parę wieczorów historia...
Obudzilo mnie silne szarpnięcie za ramię. Niechętnie otworzylem oczy i widząc, że dokoła panuje miękka, ciepła ciemność zamknąłem je na powrót.
- Kleofasie, obudź się - dziadek potrząsal mną mocno i zdecydowanie. - Obudź się i posłuchaj.
Usiadlem na posłaniu i przetkałem uszy. Najpierw usłyszałem zegar, potem głośne mruczenie kotki, która przez sen mruczała absolutnie po kociemu, a na koniec...
Niesione ciepłym podmuchem wiatru, gdzieś z głębi lasu dobiegało miarowe dudnienie.
- Leśne bębny ! - wykrzyknąłem i zerwałem się na równe nogi.
- Lesne bębny - rzekł dziadek rzucając mi kubrak i buty.
W mgnieniu oka gotów byłem do wyjścia, a moje serce z radości łomotało w takt nawoływania bębnów.Drogę pod las przebylismy tak szybko jak tylko pozwalał wiek dziadka, a głos bębnów, coraz bliższy i wyraźniejszy przyciagał nas niby magnes.
Na skraju lasu natrafiliśmy na wał suchych gałęzi w których uwijal się wszelki basniowy drobiazg zwlekając je na ogromny stos na środku łąki.
- Witaj, Kleofasie - jakieś nieduże stworzonko a szacunkiem pochyliło się w głębokim ukłonie, a inne, mniejsze, zaniemówiło z wrażenia.
- Witaj - powiedziałem drżącym ze wzruszenia glosem, kładąc dłoń na sercu.
Wysoka, blada leśna panna dygnęła i ruchem ręki wskazała nam ścieźkę wiodącą w głąb lasu między paprociami. Miałem wrażenie, że zielone pióropusze rozstepują się przed nami, a w bladosrebrnym świtle księżyca pnie brzóz opalizowały miękkim światlem.
Wracalem do zaczarowanego miejsca, do lasu, który ponownie stał się bezpieczny i przyjazny. Ze wzruszeniem rozpoznałem wysoką postać Leśnego przechadzającego się po polanie, a gdy usłyszałem smiech jednego z moich braci moja radość nie miała granic.
Wpierw jednak - zgodnie z obyczajem - podszedłem do Leśnego i powitałem go z należnym szacunkiem.
- Witaj, panie - powiedzialem starając się panować nad głosem, zaś Leśny pochylił się i sękatą dlonią pogładził mnie po plecach.
Kiedy na łące pod lasem ogien buchnął aż do nieba zasiadlem otoczony rodziną i az do ochrypnięcia opowiadalem o wszystkim, co wydarzyło się w mieście. Bracia słuchali z niedowierzaniem kręcąc głowami, a matka od czasu do czasu ocierala oczy.
Dziadek otoczony wianuszkiem starszyzny z dumą opowiadal jak zostal dziadkiem gadających kociąt, a iskry z ogniska co rusz strzelały wysoko rozsypując się na tysiące malutkich iskierek. Dym szczypal w oczy i wyciskał z nich łzy, ale żadne z nas nie ruszylo się z miejsca. Bylismy znowu razem, przeżywszy Zły Czas oczekując lepszego...
Leśne diabły napełniały żołędziowe czarki winem, ktoś ukryty w trawie cicho grał na wierzbowej fujarce, a u stóp wzgórza spokojnym snem spało moje miasto...W zaroślach połyskiwały oczy leśnych zwierząt
a w koronach starych drzew cicho szeleścił wiatr.
Wrócilismy do domu bladym świtem, kiedy niebo na wschodzie zrobiło się perłowo różowe . Jako, że dwór leżal na przeciwleglym krańcu miasta, a moja rodzina była nieco zmęczona nocną zabawą zaprosilem wszystkich na werandę, gdzie Jetka, pełniąc honory pani domu powitala wszystkich w progu siląc się na najbardziej kocie MIAU.
Kiedy wszyscy ułożyli się wygodnie gdzie kto chciał dziadek wdrapał się na kanapkę. Najmniejsze z kociąt unioslo rozespany pyszczek i wciągnęło noskiem zapach dymu, jakim przesiąkł dziadkowy kubrak.
- APSIIIK ! - kichnęło głośno, a ci, którzy nie zdążyli jeszcze zasnąc spojrzeli w jego stronę.
- Ćfff ! - poprawila je szybko kotka .
po chwili na werandzie i w kuchni zapadla cisza, w której stary zegar miarowo zaczął odliczać lepszy czas...
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pt maja 30, 2008 21:06

uff, jak to dobrze, że nadeszły lepsze czasy :lol: :lol: :lol:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Pt maja 30, 2008 21:51

Dziękuję Ci Caty :1luvu:

myshka

 
Posty: 2706
Od: Wto wrz 11, 2007 21:24
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob maja 31, 2008 14:53

:1luvu: :1luvu: :1luvu: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony: :balony:

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob maja 31, 2008 15:54

świętujmy powrót lepszych czasów :!:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob maja 31, 2008 19:44

28.



Lepszy czas powitał nas ciepłym latem, ogromnymi czereśniami o kształcie serca, których pełno było w ogrodzie za domem i do których zlatywały się cale stada szpaków w czarnych, mieniących się fraczkach.
Kotka spacerowała wówczas między drzewami od czasu do czasu powarkując z irytacji, bowiem żaden ze skrzydlatych gości nie pozwalał się jej zbliżyć na zasięg pazurów. Przekrzywiając łebki i podskakując na żółtych łapkach szpaki strząsaly w trawe robaczywe owoce i głośno ze sobą rozmawiały.
Dziadek przesiadywał cale dnie z kociętami opowiadając im swoje historie, które, prawdę mówiąc, maluchy znały już na pamięć i z lubością podpowiadały dziadkowi ciąg dalszy, gdy się tylko na chwilę zawahał.
- Sprytne maluchy - chwalił je pykając z fajeczki. - Wyrosną z nich wspaniałe koty.
- Gadające koty - poprawilem, ale dziadek tylko wzruszył ramionami.
- To miasto zbudowano z ludzkich marzeń - odrzekł. - Więc gadające koty są tu zupełnie u siebie...
Rzeczywiście - o zmierzchu maluchy buszowały w niekoszonej trawie, a potem padaly zmęczone i sennymi glosikami rozprawiały o wszystkim, co w trawie można było napotkać, zobaczyć lub upolować.
- Teklo, posłuchaj no tylko - zawołała któregoś wieczora malarka, a jasnowlosa lekarka uniosła głowę.
- Słyszę...- zawahała się - chyba jakies dzieci ...? to pewnie te łobuzy ze wsi przyszly na czereśnie !
To rzekłszy zerwala się z krzesla i pobiegła do ogrodu. Powróciła po chwili nieco zdyszana z garścią czersśni.
- Musiało ci się zdawać - powiedziała. - Dzieci najpewniej przechodziły drogą...
Malarka zachichotała zupełnie jak mała dziewczynka, choc w jej rudawych włosach od dawna prześwitywały siwe nitki.Jsnowłosa lekarka spojrzała na nią podejrzliwie, ale malarka ani trochę się nie zmieszała
Celnie strzeliła pestką z czereśni w slupek od furtki i spojrzala w oczy przyjaciółce.
- Ciekawe, kiedy wrócą....
Jasnowłosa lekarka westchnęła i obejrzała się za siebie, tam, gdzie w mrocznej kuchni mruczał pozostawiony na piecu czajnik.
- Może nie wiedzą, czy mają dokąd wracać ...?
Wiedziałem, że Zły Czas obrócił w ruinę wiele domów, że pozostały po nim spalone sady i pomyślałem, że byc może Jan nie wie, że jego dom stoi nietknięty na swoim miejscu i czeka wiernie tak, jak tylko umieja czekać psy...
" Połączy rozdzielone..." zadzwoniło w moich uszach odległe echo, a moje serce zabiło mocno i zdecydowanie.
- Skoro jestesmy już wszyscy razem - powiedzialem do dziadka, gdy kocięta już spały, a srebrne światło księżyca wlało się na werandę niby rzeka - to nic nie stoi na przeszkodzie, abym...
- ...abyś ? - mój brat pociągnął łyk leśnego wina, a dziadek wystukał fajkę.
- ...abym wyruszył na małą wyprawę.
Wszysy spojrzeli na mnie oczyma ogromnymi ze zdziwienia tak, jakbym conajmniej oświadczył, że wybieram się w podróż na drugi kraniec świata. wiedziałem dobrze, że od pokoleń zaden z domowych skrzatów nie opuścił swego domu i sam fakt, że codziennie udawalem się na spacer po mieście, które wcale nie było takie male traktowano jako nieszkodliwe dziwactwo.
Jednak pomysł z wyruszenim poza krańce miasta nie spotkał się z aprobatą rodziny i jeden przez drugiego zaczęli wybijac mi z głowy nową fanaberię.
- Jan przynależy do miasta - powiedziałem wysłuchawszy wszystkich argumentów - i powinien jak najszybciej znaleźć się w swoim domu.
- Zawsze był dziwakiem - skonstatował mój kuzyn z prowincji, któremu chwilowo udzieliłem schronienia za moim piecem, bowiem z domu, w którym mieszkał pozostał jedynie sterczący w niebo kikut komina. Podejrzewam , że powiedzial tak dlatego, że dawno temu, gdy przedstawiono mi jego siostrę, zupelnie nie zwróciłem na nią uwagi...nie miała przecież włosów z rudawym polyskiem, a w jej uszach nie dzwoniły kolczyki z kocimi główkami.
Debata dotycząca moich dziwactw ciągnęła się do świtu, ale nie zamierzalem ustapić. Spoglądalem z ukosa na dziadka czytając w jego oczach błyski aprobaty, a gdy oczy wszystkich zwróciły się na niego, jako na najstarszego w rodzie dziadek odlożył fajkę, powiódł oczyma po zebranych i przygladził brodę.
- Jeżeli oczekujecie mojej decyzji, to...- zawiesił głos i chrząknął - uważam, że to całkiem niezły pomysł.
- Tego się spodziewałem ! - wykrzyknął z oburzeniem w glosie kuzyn z prowincji i szarpnął bujna czuprynę. - Miasto zostanie bez opieki !
- Nie tak znowu bez opieki - zaperzył się dziadek.
- Pozostawić miasto niedołężnemu staruszkowi...- zaperzył sie kuzyn, a wtedy na kanapce pod oknem coś się poruszyło i z poduszki uniosly sie trzy gniewne łebki.
- Nie mów źle o swoich dziadkach, bo cię puszczę w samych gatkach - wyrecytowaly maluchy. Wierszyk rzecz jasna był autorstwa samego dziadka i przypomniałem sobie całą serię bajeczek z morałem, który zawsze był jednakowy - dotyczył szacunku dla siwej brody i sędziwego wieku, podany był jednak w taki sposób, że nie mozna było nie uśmiac się do rozpuku.
- Wieczyści zawsze byli trochę ekscentryczni - szepnął kuzyn do swojej zony, która ze zrozumieniem pokiwała głową.
Kiedy rodzina zmęczona dluga dyskusją ułożyła się wreszcie do snu razem z dziadkiem wyszlismy do ogrodu. Wstawał bladoróżowy świt, pelen ptasiego nawoływania, a z odleglej łąki wiatr przynosil zapach pierwszego w tym roku siana. Leniwie naszczekiwały psy, stada gołębi migotały w promieniach wschodzącego słońca, a z rynku dochodziło stukanie końskich kopyt.
- Dziekuje dziadku - powiedziałem ściskając chudą, żylastą rękę.
- Takie jest przeznaczenie - odparł dziadek - i nie należy się mu przeciwstawiać. Widac nie może byc inaczej, skoro nawet w pieśni Leśnego jest o tym mowa...
Postanowiłem wyruszyć nastepnego dnia, z rana i przez caly dzień składałem wszystkie rzeczy, jakie mogłyby okazac się przydatne. Do wieczora za kuchennym piecem urósł sporej wielkości stos, totaez zdecydowałem sie tylko zabrać fajkę, niewielki zapas tytoniu i ciepłą kamizelkę, resztę zaś pozostawilem losowi, który nigdy jeszcze mnie nie zawiódł.
po zmroku obszedłem park i rynek i zajrzalem do narożnej kamieniczki, aby się pożegnać.

cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 20 gości