» Sob maja 31, 2008 19:44
28.
Lepszy czas powitał nas ciepłym latem, ogromnymi czereśniami o kształcie serca, których pełno było w ogrodzie za domem i do których zlatywały się cale stada szpaków w czarnych, mieniących się fraczkach.
Kotka spacerowała wówczas między drzewami od czasu do czasu powarkując z irytacji, bowiem żaden ze skrzydlatych gości nie pozwalał się jej zbliżyć na zasięg pazurów. Przekrzywiając łebki i podskakując na żółtych łapkach szpaki strząsaly w trawe robaczywe owoce i głośno ze sobą rozmawiały.
Dziadek przesiadywał cale dnie z kociętami opowiadając im swoje historie, które, prawdę mówiąc, maluchy znały już na pamięć i z lubością podpowiadały dziadkowi ciąg dalszy, gdy się tylko na chwilę zawahał.
- Sprytne maluchy - chwalił je pykając z fajeczki. - Wyrosną z nich wspaniałe koty.
- Gadające koty - poprawilem, ale dziadek tylko wzruszył ramionami.
- To miasto zbudowano z ludzkich marzeń - odrzekł. - Więc gadające koty są tu zupełnie u siebie...
Rzeczywiście - o zmierzchu maluchy buszowały w niekoszonej trawie, a potem padaly zmęczone i sennymi glosikami rozprawiały o wszystkim, co w trawie można było napotkać, zobaczyć lub upolować.
- Teklo, posłuchaj no tylko - zawołała któregoś wieczora malarka, a jasnowlosa lekarka uniosła głowę.
- Słyszę...- zawahała się - chyba jakies dzieci ...? to pewnie te łobuzy ze wsi przyszly na czereśnie !
To rzekłszy zerwala się z krzesla i pobiegła do ogrodu. Powróciła po chwili nieco zdyszana z garścią czersśni.
- Musiało ci się zdawać - powiedziała. - Dzieci najpewniej przechodziły drogą...
Malarka zachichotała zupełnie jak mała dziewczynka, choc w jej rudawych włosach od dawna prześwitywały siwe nitki.Jsnowłosa lekarka spojrzała na nią podejrzliwie, ale malarka ani trochę się nie zmieszała
Celnie strzeliła pestką z czereśni w slupek od furtki i spojrzala w oczy przyjaciółce.
- Ciekawe, kiedy wrócą....
Jasnowłosa lekarka westchnęła i obejrzała się za siebie, tam, gdzie w mrocznej kuchni mruczał pozostawiony na piecu czajnik.
- Może nie wiedzą, czy mają dokąd wracać ...?
Wiedziałem, że Zły Czas obrócił w ruinę wiele domów, że pozostały po nim spalone sady i pomyślałem, że byc może Jan nie wie, że jego dom stoi nietknięty na swoim miejscu i czeka wiernie tak, jak tylko umieja czekać psy...
" Połączy rozdzielone..." zadzwoniło w moich uszach odległe echo, a moje serce zabiło mocno i zdecydowanie.
- Skoro jestesmy już wszyscy razem - powiedzialem do dziadka, gdy kocięta już spały, a srebrne światło księżyca wlało się na werandę niby rzeka - to nic nie stoi na przeszkodzie, abym...
- ...abyś ? - mój brat pociągnął łyk leśnego wina, a dziadek wystukał fajkę.
- ...abym wyruszył na małą wyprawę.
Wszysy spojrzeli na mnie oczyma ogromnymi ze zdziwienia tak, jakbym conajmniej oświadczył, że wybieram się w podróż na drugi kraniec świata. wiedziałem dobrze, że od pokoleń zaden z domowych skrzatów nie opuścił swego domu i sam fakt, że codziennie udawalem się na spacer po mieście, które wcale nie było takie male traktowano jako nieszkodliwe dziwactwo.
Jednak pomysł z wyruszenim poza krańce miasta nie spotkał się z aprobatą rodziny i jeden przez drugiego zaczęli wybijac mi z głowy nową fanaberię.
- Jan przynależy do miasta - powiedziałem wysłuchawszy wszystkich argumentów - i powinien jak najszybciej znaleźć się w swoim domu.
- Zawsze był dziwakiem - skonstatował mój kuzyn z prowincji, któremu chwilowo udzieliłem schronienia za moim piecem, bowiem z domu, w którym mieszkał pozostał jedynie sterczący w niebo kikut komina. Podejrzewam , że powiedzial tak dlatego, że dawno temu, gdy przedstawiono mi jego siostrę, zupelnie nie zwróciłem na nią uwagi...nie miała przecież włosów z rudawym polyskiem, a w jej uszach nie dzwoniły kolczyki z kocimi główkami.
Debata dotycząca moich dziwactw ciągnęła się do świtu, ale nie zamierzalem ustapić. Spoglądalem z ukosa na dziadka czytając w jego oczach błyski aprobaty, a gdy oczy wszystkich zwróciły się na niego, jako na najstarszego w rodzie dziadek odlożył fajkę, powiódł oczyma po zebranych i przygladził brodę.
- Jeżeli oczekujecie mojej decyzji, to...- zawiesił głos i chrząknął - uważam, że to całkiem niezły pomysł.
- Tego się spodziewałem ! - wykrzyknął z oburzeniem w glosie kuzyn z prowincji i szarpnął bujna czuprynę. - Miasto zostanie bez opieki !
- Nie tak znowu bez opieki - zaperzył się dziadek.
- Pozostawić miasto niedołężnemu staruszkowi...- zaperzył sie kuzyn, a wtedy na kanapce pod oknem coś się poruszyło i z poduszki uniosly sie trzy gniewne łebki.
- Nie mów źle o swoich dziadkach, bo cię puszczę w samych gatkach - wyrecytowaly maluchy. Wierszyk rzecz jasna był autorstwa samego dziadka i przypomniałem sobie całą serię bajeczek z morałem, który zawsze był jednakowy - dotyczył szacunku dla siwej brody i sędziwego wieku, podany był jednak w taki sposób, że nie mozna było nie uśmiac się do rozpuku.
- Wieczyści zawsze byli trochę ekscentryczni - szepnął kuzyn do swojej zony, która ze zrozumieniem pokiwała głową.
Kiedy rodzina zmęczona dluga dyskusją ułożyła się wreszcie do snu razem z dziadkiem wyszlismy do ogrodu. Wstawał bladoróżowy świt, pelen ptasiego nawoływania, a z odleglej łąki wiatr przynosil zapach pierwszego w tym roku siana. Leniwie naszczekiwały psy, stada gołębi migotały w promieniach wschodzącego słońca, a z rynku dochodziło stukanie końskich kopyt.
- Dziekuje dziadku - powiedziałem ściskając chudą, żylastą rękę.
- Takie jest przeznaczenie - odparł dziadek - i nie należy się mu przeciwstawiać. Widac nie może byc inaczej, skoro nawet w pieśni Leśnego jest o tym mowa...
Postanowiłem wyruszyć nastepnego dnia, z rana i przez caly dzień składałem wszystkie rzeczy, jakie mogłyby okazac się przydatne. Do wieczora za kuchennym piecem urósł sporej wielkości stos, totaez zdecydowałem sie tylko zabrać fajkę, niewielki zapas tytoniu i ciepłą kamizelkę, resztę zaś pozostawilem losowi, który nigdy jeszcze mnie nie zawiódł.
po zmroku obszedłem park i rynek i zajrzalem do narożnej kamieniczki, aby się pożegnać.
cdn

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!