» Sob cze 07, 2008 0:09
Czołem Ciocie i Koledzy, tu Wasz Jożik!
Jestem bardzo, bardzo zmartwiony. Duża zrobiła mi dziś nieopisaną krzywdę. Najpierw przyniosła do domku coś, co pachniało rybką. Pyyysznie pachniało. Dała nam na miseczki mięska, ale mając w noskach takie zapachy nie mogliśmy ustać spokojnie. No, dobra - ja nie mogłem. Wzorowy Czesio jak zwykle jadł, co mu dali i nawet nie spojrzał na stół, przy którym Duża mamrotała, że "tak strasznie jej się tuńczyka chce". Koci aniołek czuwał nade mną i tak sprytnie zrobił, że Dużej żal się mnie zrobiło. Wstała i powiedziała, że otworzy dla mnie drugą puszeczkę. No nie mogłem przecież czekać!! Wszystko mi w środku, w Jożiku skakało z radości! No i sobie z tego wszystkiego też skoczyłem, na stół, chociaż Duża setkirazymówiłażeprzecieżniewolnoiilemitrzebapowtarzać!!
Dokładnie w tej sekundeczce, gdy ja skoczyłem na stół, Duża pociągnęła za dyndadełko przy puszce, a ja - wskakując - szturchnąłem ją w rękę... Coś pstryknęło,... chlupnęło..., po kuchni rozszedł się najpiękniejszy zapach na świecie, a ja... byłem cały mokry...
Duża omal nie wyskoczyła ze skóry i wrzasnęła, ile siły: Jożik, rany boskie, coś-ty-zrobił-kudłaty-gałganie???!!!!! CAŁY JESTEŚ W SOSIE Z RYBY!!!!!!!!!!!!!!!!!
Pomyślałem sobie, że to super, będę sobie teraz lizał i lizał futerko, ale to była ostatnia myśl, jaka wpadła mi do główki, bo w następnej sekundzie - polały się na mnie strugi czegoś mokrego... Lały się i lały, Duża mnie tarła i tarła, a ja płakałem i płakałem, chociaż Duża utrzymuje, że "nieopisanie darłem japę"! Zniknęło gdzieś moje futerko i wyglądałem, według Dużej, jak wymoczek spirytusowy. Uwieczniła wszystko na zdjęciach, pewnie po to, by mnie skompromitować.
Było mi bardzo smutno - jak tak można? O rybce zapomnieli, koci aniołek też mnie opuścił, chociaż Duża uparcie powracała do kwestii, że jeśli zostałem przez kogoś opuszczony to li i jedynie przez resztki mojego rozumku... Tylko kochany Czesio oderwał się od miski i przyszedł ze mną pogadać, gdy siedziałem w tej wielkiej białej, śliskiej kuwecie, gdzie lały się na mnie strugi wody. Cześ jest w porządku braciszek. Zostawił wszystko i wylizywał mi potem z paskudną wodę, skąd tylko było można. Duża jednak zabrala mnie od Czesia i jego języczka, gmerała koło mnie czymś, co było bardzo gorące i strasznie buczące, a potem czesała mnie bez końca. Jak skończyła, wzięła małe, czarne pudełeczko i opowiadała do niego, że "Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy, i że Jożik więcej na stół nie wejdzie, bo się skąpał do cna w zawartości puszki rybnej". Dodała jeszcze, że ona tylko nie kuma, dlaczego jest narzędziem boskiej sprawiedliwości wobec Jożika, bo przecież teraz spędzi miłe piątkowe popołudnie na szorowaniu kuchni i usuwaniu tuńczyka dosłownie zewsząd. Postanowiłem, że się nie poddam, i za chwilę potem na stół wszedłem. Wszedłem, gdy tylko Duża otworzyła nową puszkę z rybą. Teraz między mną a Dużą panuje wojna stołowa...
POzdrawiam wszystkich. Wasz smutny, wykąpany Jożik...