Wczoraj, a właściwie dzisiaj spać poszłam o 1,30. Jestem padnięta, ale musiałam wysprzątać pokój mojego dziecia, bo dziś przyjeżdża. Zrobiłam tam przez ostatni miesiąc taki Sajgon z papierami /moje domowe rachunki, wspólnoty dokumenty i jeszcze jakieś/ , że tyle zajęło mi wpinanie wszystkiego w segregatory

. Oczywiście koty mi pomagały - szczególnie Grandzia

Kłądąc się spać zauważyłąm, że któryś kot nie trafił do kuwety i musiałam posprzątać

, potem w zaśnięciu przeszkadzały mi dziwne dźwięki - okazało się, że to Maciek tak głośno się myje w pokoju obok. Po kolejnej godzinie musiałam wstać, żeby zobaczyć, który kot rzyga, bo odgłos na nogi mnie postawił. To był Maciek - z tego co zwrócił można by chodniczek utkać. Nie wiem, gdzie się w nim tyle kłaków mieściło

, a ja z kotami po wetach jeżdżę, ostatni grosz wydaję, antybiotyki ładuję, a one zamiast darować sobie czystość w okresie lenienia pożerają więcej kłaków niż karmy. Mam cichą nadzieję, że to co się z Milem dzieje to też tylko kłaki. Milo dziś rano zrobił całkiem przyzwoitego koopla, chyba wyczuł, że do wypłaty koniec wizyt u weta

. Boję się mu bezo peta ładować, żeby go znowu czyścić nie zaczęło. Na razie są na tym takim proszku żelowym /po rozpuszczeniu/ nie pamiętam jak to się nazywa, ale już tu gdzieś o tym pisałam. To też powoduje poślizg w jelitach, a do tego zabezpiecza przy kuracji antybiotykowej. Tylko Zuzia dalej na bezo, bo ona wczoraj splułą mnie okropnie jak jej ten żel chciałam podać i się obraziła

. Dziś przyszła jeść dopiero po moim wyjściu, jak mi mama doniosła.
Kropce cieknie z oka i dziś też luźnawego koopala zrobiła, ale ona baba charakterna i się nie poddaje, więc chyba bez wspomagaczy sobie poradzi.
Maciek po nocnym rzyganku pogonił dziś właśnie Kropkę tzn. wszystko wraca do normy

. Pozostałe gady ok. tzn. rozrabiają ile się da. Nosek nauczył się ciągnąć za sznurek z suszarki i co wchodzą do łązienki to rurka podsufitowej suszarki ściągnięta jest na dół. Czekam, kiedy mi się całkiem zerwie

.