Boję się zapeszać, od środy wszystko wygląda jak powinno. Ta historia z mamką, odstawienie, teraz choroby sprawiła, że kociaki są na prawdę niewielkie. W porównaniu z Julką, która siedzi u cyca od początku wyglądają jak dużo młodsze. Jak widać nawet mocne ludzkie starania nie zastąpią prawdziwego cyca i troski kociej matki.
Od środy jemy wszystko same, co prawda dokarmiam bardzo dorosłe koteczki butelką, ale doskonale sobie już radzą z jedzeniem. Robimy gerberki samodzielnie. Jest przepyszny - jak zgodnie twierdzi towarzystwo kociaczkowe. Przepyszny jest też mixol z kleikiem ryżowym. Zastanawiam się, czy teraz nie podawać im już bebika, bo chcę żeby jeszcze mleko jadły.
Dzieciaki są bardzo żywotne, odkryły już uroki poruszania się z wyższą prędkością, to już nie te powolne parówy. Teraz śmigają jak małe perszingi, a jak śmiesznie stawiają ogony! Istne szczoty do butelki.
Dziś czeka nas wizyta w lecznicy.
Tamto strasznie sie nudzi w klatce, choć w jej przypadku to właśnie dobrze, z małego dzikusa staje się coraz bardziej zsocjalizowaną panienką. Zaczepia przechodzące koty próbując za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę - wisi na kratkach. Już wie, że nie zrobimy jej krzywdy, więc nie wrzeszczy wniebogłosy podczas smarowania grzybków. Grzybek leczy się ładnie, skóra robi się bledsza, ale nie zapeszam. Oczka śliczne, gentamycyna jednak zdziałała cuda
