AAAAAle była awanturka!Helcia bawiła się z Figą w ich ukochną grę "ja cię naparzam po mordce a ty mnie gryziesz",wygląda groźnie,ale pacanie-bez pazurków a gryzienie udawane.Jednak Figa to kawał psa i musiała niechcący nadepnąć na Helcię,bo ta nagle skrzeknęła.Na to z kuchni wyleciała buro-ruda furia z GIGANTYCZNYM ogonem i na serio spuściła Fidze łomot
W dodatku Grudzia nie miała ochoty skończyć na upomnieniu,lecz zabrała się za regularne pranie psiej facjaty.Figa zwiała do drugiego pokoju a kot za nią!Zasłoniłam biedna sunię własnym ciałem,po chwili udało jej się przemknąć do kuchni...a Grudzia za nią...z wielką ochotą na ciąg dalszy.O,nie!Przechwyciłam kocisko,wzięłam "opka",o dziwo nie wrzeszczała tylko pozwoliła mi opowiadać różne cudeńka o rycerzach śpieszących ukrzywdzonym na ratunek oraz pokazywac sobie,jaki fajny jest świat za oknem
Bieda tylko w tym,ze Figa nie poczuwa się do bycia smokiem.No a pokrzywdzona dziewica to już była najbardziej całym spektaklem zdziwiona,uszy do tyłu i oczy jak spodki...
Ponieważ tytuł wątku pozostaje aktualny-pytanko:czy powinnam była w obronie psa nasyczeć na Grudzię?