Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob maja 17, 2008 11:52

Ja ICH widuję :)...podrzucili mi pieć slepych, nowonarodzonych kociaków, więc znowu mam dzieci ...pępowinki były jeszcze mokre. dobrze, że podrzucono je zawinięte we flanelowa szmatke...strach pomyslec, gdyby nie...
Jest zastępcza mama, która tuli i wylizuje, może dostanie pokarmu - bo juz kiedys tak było, a narazie ja karmię strzykawką.
oiecuje foty.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob maja 17, 2008 13:30

caty pisze:Ja ICH widuję :)...podrzucili mi pieć slepych, nowonarodzonych kociaków, więc znowu mam dzieci ...pępowinki były jeszcze mokre. dobrze, że podrzucono je zawinięte we flanelowa szmatke...strach pomyslec, gdyby nie...


Normalnie nóz się w kieszeni otwiera, na tym świecie to nie ma sprawiedliwości :evil: Mam nadzieję, że tam "na górze" Ktos to widzi...

Za Maluszki :ok:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob maja 17, 2008 14:01

Za Maluszki...
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob maja 17, 2008 14:07

Za Maluszki :ok: :ok: :ok: :ok: :ok:
Caty, przyznaj się, jakie pokrewieństwo łączy Cię z Leśnym?

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob maja 17, 2008 14:09

MaryLux pisze:Za Maluszki :ok: :ok: :ok: :ok: :ok:
Caty, przyznaj się, jakie pokrewieństwo łączy Cię z Leśnym?

no właśnie, caty, a może te bajki pochodzą wprost ze "źródła"
:lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Sob maja 17, 2008 21:49

Cóż...jako dziecko widywałam Lesnego, i domowego...
A teraz - do maluszków...i dlatego baji nie ma, wybaczycie mi ? Na jutro sie postaram...
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie maja 18, 2008 9:21

Maluszki nade wszystko :ok:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie maja 18, 2008 11:24

wybaczamy, a zdjątka??? :lol: :lol: :lol:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Nie maja 18, 2008 14:54

Właśnie, zdjątka...

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie maja 18, 2008 22:25

24.


Miasto ucichło. Co prawda z cukierni nadal pachniało kremowkami i świeżo parzoną kawą, fontanna dalej szeptała swoja opowieść, kamienny kot i kamienny gołab jak zwykle syciły swoje pragnienie, ale nie mogłem pozbyc sie wrażenia, że ktoś posypał całe miasto popiołem..Pod lasem zaś panowala cisza, której nie przerywał nawet najmniejszy ptak, zupełnie jakby przez świetlistą bramę przeszli wszyscy mieszkańcy lasu...
Od czasu do czasu patefon stojący na malutkim stoliczku w rogu cukierni wychrypiał jakąś piosenkę, która dawno temu obiłaby się o ściany domów wesołą nutą, teraz jednak przebrzmiewała szybko i bez echa, ucichała niezauważona.
Razem z dziadkiem, dla podniesienia ducha siadywaliśmy wieczorami na schodkach werandy i opowiadaliśmy sobie stare historie, a kiedy jesienny chłód przeganiał nas z dworu zaszywaliśmy się za piecem popijając lesne wino.
Wymyśłiłem, że podzilimy miasto pomiędzy siebie - Dziadek miał zająć się stroną północna i południową, ja zaś - wschodnią i zachodnią i późnym popołudniem wychodziliśmy na przechadzkę po mieście.
Nie wiedziałem za bardzo, co może się wydarzyć i co móglbym zrobić, gdyby to coś jednak się wydarzyło, ale na wszelki wypadek postanowiłem być w pogotowiu.
Nie działo się jednak nic. Od czasu do czasu coś mruczało za horyzontem i co wieczor do domu na skraju parku przychodzila jasnowłosa dziewczyna, której uśmiech przestal nagle byc uśmiechem dziewczyny, zamieniając się w uśmiech zmęczonej kobiety.
Co rano z głośnym turkotem kół zajeżdżała matka Eweliny i gdy tyklko pojawiała się na werandzie mała Karolina uciekała do ogrodu...
Swiat trwał dalej, ale jakis dziwny, jak gdyby był odbiciem dawnego swiata w krzywym zwierciadle, jakie dawno temu widzialem w odpustowej budzie.
O, jak bardzo śmieszyły mnie wtedy karykaturalne odbicia moich bliskich, krzywe nosy, wielkie brzuchy albo ponad miarę wydłużone twarze...Teraz zaś wcale nie bylo mi do śmiechu. wszystko niby było tak samo, ale jakoś inaczej, i zupełnie nie mogłem odnaleźć się w tym przemienionym nagle świecie.
Pewnego ranka odkryłem, że Karolina z matką zniknęły. Obudzila mnie nagła cisza, choć spodziewalem się zwyklych rozmów przy kuchennym stole, śmiechów, żartów, brzęczenia łyżeczek i szurania krzeseł.
- Wyjechały - rzekł dziadek spoglądając w ślad za kółkiem dymu.
Nie moglem zrozymieć, dlaczego tak się stało i wychylając się zza pieca instynktownie unikałem widoku Jana, który jak zwykle, co wieczór ślęczał nad zeszytami.
W domu na skraju parku nagle zrobile się cicho i pusto, cykanie zegara odbijało się echem od bielonych ścian, a posykiwanie czajnika na gorącej blasze było głośne, niby szum wiatru w koronach drzew.
Janowi widać równiez dokuczała ta cisza, bowiem wieczorami siadał przy stole, stawiał przed sobą glinianego kota, otwieral książkę i zaczynał czytać na głos, zupełnie tak, jakby bał się, że zapomni ludzką mowę...
Oodobnie działo się we wschodniej części miasta. Wąskie uliczki, dawniej gwarne i pelne ludzi nagle przycichły, domy i kamieniczki skuliły się w ogrodach i nawet gęsi nie przekrzykwały się wzajemnie.
Cisza, ktora nagle spowiła miasto była po stokroć gorsza, niż złowrogie mruczenie za horyzontem...
Mijały dni. Przeszła zima, zasypując miasto sniegiem i otulając je jeszcze większą ciszą, nadeszła wiosna. Po rowach, jak co roku kwitly kaczeńce i niezapomijanjki, ptaki powróciwszy z daleka zaczęły budować gniazda.
Jednak ludzie jakos mniej cieszyli sie wiosną, choć słońce, jak zawsze gładziło twarze, rozgrzewało kocie łby rynku i złociło żółte od mleczy łąki.
Wieczorami Jan opowiadał glinianemu kotu o barbarzyńcach, albo pisał listy do córki. Tak płynął czas.
Miałem nadzieję, że Zły Czas zbliża się ku końcowi - pomruki zza horyzontu ucichły, po niebie ni przelatywały ptaki o stalowych skrzydłach. Jak co roku zakwitły bzy i konwalie i tylko las stał dalej milczący i posępny, a drzewa rosnące na jego skraju dalej mocno trzymały się za ręce.
Pewnego dnia wydarzyło się coś dziwnego - przez otwarte okno kuchni wskoczyło grube kocisko z cukierni i wywlokło mnie zza pieca jakbym był polna myszą.
- Puszczaj - pisnąłem mysim głosem, ale w odpowiedzi kocisko chwyciło mnie zębami za kubrak i wyskoczyło na dwór.
Parę razy poruszyło wąsami i puściło się pędem w najdalszy zakątek parku, gdzie szpaler czarnego bzu graniczył z murem starego cmentarza.
Bez najmniejszego szacunku upuściło mnie na ziemię i dopiero kiedy nastroszona sierśc opadla spokojnie na karka mruknęło coś, co jego zdaniem miało oznaczać " przepraszam".
- Do usług - burknąłem i kocisko nagle złagodniało.
- Chodź za mną - powiedziało i ruszyliśmy wąską ścieżką wydeptaną setkami łapek.
Na niedużej polance ktoś wykopał ogromny dól. Ziemia była jeszcze świeża, pachniała mrówkowym kwasem i młodymi korzonkami. Między jej grudkami przebiegaly stonogi, czarne,ponure żuki i mrówki.
- Dół - powiedziałem.
Kocisko juz otwierało pysk, aby coś powiedzieć, gdy nagle na pobliskiej drodze zaturkotały koła wozu. Gdy wóz zjechał z drogi turkot ucichl nagle zamieniając się w szelest gałęzi i trawy.
Po chwili dotarły do nas głosy ludzi. Ludzie rozmawiali ze sobą w języku wschodniej strony miasta, a wśród ich głosów rozpoznałem jeden, znajomy.
- Co się dzieje ? - zapytałem, a kocisko spojrzało na mnie wielkimi oczyma.
- Prawda...- powiedziało cicho. - Ty nic nie wiesz.
Mężczyzna, który wyszedł spomiędzy drzew niósł w ramionach coś niedużego, co z daleko przypominało futrzany kołnierz. Ale kiedy zbliżył się ze zgrozą dojrzałem, że to, co wziąłem za futrzany kołnierz było ciałem szaro-białego psa.
- To żydowskie psy i koty - rzekło kocisko. - Ale ty nie wiesz, że Żydom nie wolno mieć zwierząt...
- Jak to " nie wolno " ? - wybuchnąłem.
- Nie wolno. - Kocisko wstrząsnęło się. - Ktoś powiedział, że nie wolno.
Zrobiło mi się zimno i z trudem powstrzymałem szczękanie zębów.
- Nie rozumiem - wyjąkałem.
- Ja też - odrzekło kocisko - ale tak jest.
Na myśl o tym, że sa ludzie, którym wolno miec zwierzęta i ludzie, którym nie wolno az zakręcilo mi się w głowie. Przypomniałem sobie Arona siedzącego z psem na schodkach ganku,
tymczasem dół powoli zapełniał się. Wymieszane ze sobą mieszały się kocie pręgowane futra, łaciate grzbiety psów...
Mężczyźni w milczeniu ujęli łopaty i po upływie kilku ponurych chwil wszystko przykryła ziemia.
Spomiędzy traw spojrzałem na małego Arona, którego twarz nagle przestała być twarzą dziecka.

cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie maja 18, 2008 22:38

:cry: :cry: :cry:

myshka

 
Posty: 2706
Od: Wto wrz 11, 2007 21:24
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon maja 19, 2008 21:59

Od tamtego dnia często odwiedzałem tamto miejce zastanawiając się nad światem ludzi, który nagle stał się dla mnie niezrozumiały. Wiedziałem instynktownie, że te dziwne prawa pochodzą z innego świata, świata, który rozpełza się jak lepkie błoto zagarniając po drodze inne, małe światy.
Świeża ziemia powoli pokrywała się trawą, wzgórek zapadał się. A gdy nadeszła zima stał się niewielką zaspą rzucającą niebieski cień w świetle bladego, zimowego słońca. Razem z nadejściem zimy w miasteczku pojawili się barbarzyńcy. Ku mojemu zdziwieniu dostrzegłem, że wcale nie byli ubrani w skóry zwierząt i nie nosili w rękach maczug.
Barbarzyńcy przechadzali się parkowymi alejkami połyskując skórą kurtek, skrzypiąc wysokimi butami. Śmiesznie przekręcali słowa, ale na ich widok usmiech znikał z twarzy mieszkańców miasteczka.
Barbarzyńca, który ppojawil się w domu na skraju parku nie przekręcał słów. Zanim wszedł na werandę starannie otrzepywał ze sniegu buty i wycierał je o słomiankę, zdejmowal czapkę i toczył z Janem długie dysputy o poezji.
A kiedy w domu na skraju parku pojawiała sie jasnowłosa dziewczyna rumienił się, tracił wątek albo najzwyczajniej patrzyl na nią z głupkowatą miną. znałem tą minę bardzo dobrze i za każdym razem przypominałem sobie Melchiora i mandolinę... Ale jasnowłosa dziewczyna jeżeli patrzyła na niego to z niemym wyrzutem, bez uśmiechu, więc odwracal głowę i zaczynał szukac po kieszeniach papierosów, choc wszyscy wiedzieli, że nie palił.
- Co ja mam zrobić ? - zapytał kiedyś kiedy nagle znaleźli się sam na sam w drzwiach werandy.
Jasnowłosa dziewczyna szarpnęła koniec warkocza.
- Nie wiem - powiedziała.
Barbarzyńca opuścil głowę i nagle zrobiło mi sie go żal. Pomyślałem, że to nie jego wina, że urodzil się barbarzyńcą, i że może wcale nie pragnął nim zostać. Często widywałem go jak samotnie spaceruje po mieście, a pewnego dnia dostrzegłem, że idąc w ślad za starszą kobietą niesie jej koszyk. kobieta pochodziła ze wschodniej części miasta i chociaż nigdy wczesniej jej nie spotkałem, to wiedziałem to napewno, tak jak pozostali.
Mieszkańcy wschodniej strony musieli naprawdę przynależeć do miasta, bowiem każdy z nich, nawet najmniejszy czy najstarszy nosił na ramieniu opaskę z wizerunkiem gwiazdy...
- Głupi jestes - skwitowało kocisko z cukierni, gdy nieopatrznie wspomniałem o tym. - To dlatego, żeby wszyscy wiedzieli, kim są.
- A kim są ? - zapytałem.
Kocisko pokiwało łbem.
- Są wyklęci.
- Wyklęci ? Jak to ?
- Nie wiem - odparło kocisko - ale są.
Wróciłem za swój piec z zamętem w głowie. Nawet dziadek nie potrafił wyjasnic mi, dlaczego jedni sa wyklęci, a drudzy nie, i kto decyduje o tym, że jedni są tacy, a drudzy inni. W świecie, w ktorym dotychczas żyłem wszystko było jasne - wieś w dolinie sama ściągnęła nad siebie mrok...
cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto maja 20, 2008 20:16

Pewnego wieczora, kiedy rozmiękła po odwilży ziemię pokrył cienką warstwą mokry, rzadki śnieg barbarzyńca pojawił się w zabłoconych butach i bez czapki. Chwilę tlumaczył Janowi cos, co najprawdopodobniej było przyczyną jego wzburzenia i wybiegł. Na palcach wysunąłem się zza pieca, wspiąłem się na okno , ale dostrzegłem tylko znijakącą w mroku niewyraźną sylwetkę.
Nie minęło wiele czasu, a na werandzie pojawiła się jasnowłosa dziewczyna i razem z Janem pospiesznie opuścili dom.
Obudziłem dziadka drzemiącego na sosnowym polanie, ale nie udzielil mi żadnej odpowiedzi. W domu na skraju parku najwyraxniej działo się coś tajemniczego i bardzo ważnego. Postanowiłem usiąść i spkojnie zaczekać na powrót Jana pilnując, aby nie wygasło w piecu.
- To przez barbarzyńcę - wyraziłem głośno swoje przypuszczenia.
Dziadek uśmiechnął się i poruszył krzaczastymi brwiami.
- Widać, że są też i dobrzy barbarzyńcy - powiedział.- Kiedy będziesz w moim wieku zrozumiesz, że i tak bywa.
Podrapałem się w głowę. W zasadzie barbarzyńca był sympatycznym, młodym człowiekiem, a jego wina było tylko to, że był barbarzyńcą i pewnie dlatego jasnowłosa dziewczyna traktowała go jak powietrze.
a może działo sie tak dlatego, że w bocznej kieszeni dużej, wytartej skórzanej torby nosiła lusterko z niewyraźnym zdjęciem Jana na odwrocie...Temu akurat nie dziwiłem się wcale, bowiem wiele lat temu moje serce w którym jak fotografia tkwiła twarz otoczona zlotymi włosami nie uderzylo ani razu mocniej na widok żadnej panny, które próbowali przedstawiac mi rodzice...Pomyślałem o małym Kleofasie, który już biegle czytał i liczył, i za wzorem swojej matki rysował przedziwne stworzenia na okładkach zeszytów...
Nagle zdałem sobie sprawę, że dawno nie odwiedziłem kamieniczki z rzeźbionymi drzwiami i kiedy zasząłem zastanawiać się ile śniegu spadnie przez noc drzwi werandy otworzyły się.
Jasnowlosa dziewczyna w płaszczyku mokrym od lepkiego śniegu wysunęła przemarznięte ręce nad ciepłą płytę z trudem poruszając zgrabiałymi palcami.
Jan wyglądal na zmęczonego, poruszał się tak, jakby bolały go plecy, ale uśmiechał się.
- Powinniśmy podziękować mu - powiedział i zrozumiałem, że na mysli ma barbarzyńcę
Po twarzy jasnowłosej dziewczyny przemknął blady uśmiech.
- Jutro - powiedziała. - Obiecuję.
Jan pokiwał głową i spojrzal na mokry płaszcz dziewczyny. Kiedy wyszla otulając się szczelnie chustą otworzył stojącą w sieni szafę i chwilę przeglądal wiszące w niej ubrania. Natrafiwszy na futro Eweliny wyjął je z szafy i powiesi na poręczy krzesła, a potem, nie zdejmując ubrania położył się na ławie pod kuchennym oknem i zasnął.
Z trudem przeciągnąłem sporej wielkości polano i z pomocą dziadka włożyłem je do pieca.
Suche drewno szybko zajęło się ogniem a w jego blasku oczy glinianego kota zalśniły jak gdyby były oczyma żywego stworzenia.
Barbarzyńcy pojawili się rankiem. nie wytarłszy butów wtargnęli na werandę zostawiając na niej śnieg i błoto. Nie rozumiałem, o czym mówią, ale miałem wrażenie, że węszą niby psy. Zaglądali w każdy kąt i krzyczeli, ale Jan w odpowiedzi tylko się uśmiechał.
Jeden z nieproszonych gości, chudy, wysoki, blady, o wąskich, zaciętych wargach bezceremonialnie otwieral szuflady, szafki, sppjrzał na leżące na krześle futro i nagle dostrzegł leżący na piecu gruby kajet. Wyciągnął rękę i...gliniany kot potrącony skrajem rękawa zachwiał się.
Niewiele myśląc wyskoczyłem zza pieca i nadstawiłem ręce. Kot był dość ciężki, toteż upadliśmy obydwoje - potoczyłem się na podłogę bolesnie uderzając głową o coś twardego, a kot upadł na mnie zahaczając o skraj pieca czubkiem zawiniętego ogona. Usłyszałem cichy brzęk , poczułem silny zawrót głowy, jeszcze przez chwilę docieraly do mnie stłumione głosy, jakaś szamotanina i... stoczyłem się w ciemność.
Kiedy otworzyłem oczy leżałem za piecem na swoim posłaniu, a nade mną pochylał się dziadek.
Widząc jak usiłuję podnieść się odetchnął z ulgą i podsunął mi pod plecy poduszkę.
- Szukali książek, które ukrył nauczyciel - wyjasnił.
Wstałem i na chwiejnych nogach wyszedłm zza pieca. Spojrzałem w górę, na wnękę i z przerażeniem dostrzegłem, że była pusta.
- A kot ? - zapytałem. - Gdzie jest kot ?
- Stracił czubek ogona - rzekł dziadek - ale myślę, że niebawem go odzyska...
Kot powrócił na swoje miejsce wieczorem. Wykorzystałem moment, gdy Jan rozmawiał w sieni z jasnowłosą dziewczyną, wspiąem się do góry ciągle jeszcze mając w głowie zamęt i ukrywszy się za glinianym garnkiem przyjrzałem się kotu.
Na czubku ogona widniała cieniutka kreska, ale wszystko było w najzupełniejszym porządku. Zastanowiło mnie tylko jedno - kiedy tak stałem na cieplych kaflach pieca, przytulony policzkiem do okrągłego boku garnka usłyszałem ciche tykanie, tak, jakby w pobliżu ktos pozostawił kieszonkowy zegarek. Rozejrzałem się dokoła, ale nigdzie w poblizu nieczego nie dostrzegłem. Na piecu leżał jedynie podarty kajet w granatowej oprawce i złote ramki okularów z jednym wybitym szkłem...
- Odpocznij - powiedział dziadek okrywając mnie ciepło.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto maja 20, 2008 20:26

jakie smutne...

ale Kot właśnie dostał serce...

co u Maluszków :?: (Moliki Bis?)
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto maja 20, 2008 20:46

Maluszki...otwierają oczka. Jak na chów tego typu to są okazami zdrowia. No i mają juz domki, w komplecie 2 plus dwa plus jeden...i tu będzie problem, trzeba będzie importowac jeszcze jedno kocię...Maluszki zakwaterowane są w szafie, jak zwykle i ogrzewane przez dwie ciocie - ciocie Triss i ciocie Bisię...a ja co cztery godziny ze strzykawką cium, cium...
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 46 gości