No tak, widzę, że kicia jest specjalistką w dostarczaniu emocji.

Dobrze, że już spokojniej.
Temat odbioru kici ze szpitala nieco się zdezaktualizował, mnie też adrenalina opadła, więc już w skrócie tylko będzie.
Najpierw jechałam kilka kilometrów przez las, ulica przeistoczyła się w leśny trakt. Potem minęłam na tym odludziu ekipę policji i "coś mnie tknęło". Policjanci przyglądali mi się, jak przy drogowskazie wykonanym z kartonu skręcam w ścieżkę... zamiast bramy były tylko szczątki betonowych słupków. I potem jeszcze nieco kręcenia tej drogi pomiędzy szczątkami budynków porozrzucanymi w lesie.
Dotarłam do pierwszego domku z napisem "DETOX". Drugi z domków, szumnie nazwany Oddziałem Pierwszym, był tym oddziałem dla dzieci. Dzieci i personel zasadniczo wspaniale nastawieni do świata i zwierząt. Dokarmiali już wcześniej, troszczyli się o kotkę i od porodu przejęli się kociakami. Ale w tej grupce dzieci poza kilkorgiem dobrze ułożonych, miłych, trafił się również taki uroczy nastolatek, który zapytał "To co, to nie będziemy mogli ich zabić? Przecież siekiera jest w ośrodku."
Dopiero jak grzeczny chłopiec, pomagający mi nosić transporter do samochodu, powiedział mi "bo my tu wszyscy uzależnieni jesteśmy", to dotarło do mnie, jakie choroby są leczone na tymże oddziale dziecięcym...
Właściwie, to wspaniałe miejsce na terapię uzależnień. I przecież wiem, że dzisiaj już małe dzieci są uzależnione. Ale wejście w ten świat tak z zaskoczenia - to spore przeżycie. I w sumie, to bardzo optymistyczne, że właśnie te uzależnione dzieciaki stać na takie ciepłe gesty i zatroszczenie się o biedne stworzenie. (no może nie wszystkie dzieciaki

)
BTW, to chyba najwyższa pora na imiona, prawda? Przecież nie mogę o niej ciaglę myśleć jako o "Kici"?
