Gdyby nie to, ze ciagle cos sie dzieje, dawno juz bym wpadla w panike zamartwiajac sie o
Dymsie ... a tak ... widzac i "obslugujac" codziennie, dopiero teraz sie przerazilam, ze z nia naprawde jest cos zle
Zabieram ja jutro, przy okazji wizyty z Karolem, do Bolilapki.
No bo tak - to ona miala te kilkudniowe objawy pp (ale raczej to to nie bylo - do tej pory nie wiem, czy to bylo zabkowanie, czy zaklaczenie ...). Ona pierwsza miala objawy grzybicy, choc bardzo szybko i ladnie zareagowala na ketokenazol i smarowanie chlotrimazolem. I teraz jest kolejne chorobsko, ktore na razie nazwane nie jest, a kicia wyglada coraz gorzej
Kiedy juz grzybek sie cofnal i pod gardziolkiem futerko odrastalo, pojawily sie krostki, takie kostropate. Probowalam zwrocic na nie uwage weta, ale uslyszalam "zarosnie". Hmm, dziwne, ale to nie ja jestem specjalista.
Pojawily sie kolejne krostki, przy pyszczku, a Dymsia zaczela sie intensywnie drapac, az do krwi. Wizyta u weta - dostalam opieprz, ze to przez whiskasa

Dymsia dostala zastrzyk i rozowe tabletki do podawania 2 razy dziennie (chyba odczulajace, jesli dobrze zrozumialam). Nadal tez dostawala jeszcze ketokenazol raz dziennie. A ja grzecznie odstawilam whiskasa.
Ale jest coraz gorzej - krostek nie zauwazylam, ale Dymsia rozdrapala sobie do krwi placki nad oczkami, po obu stronach (no wlasnie, to sie tak symetrycznie pojawia - jak z jednej strony pysia przy dolnej szczece, to i zdrugiej, jak nad okiem - to po obu stronach).
Tabletki nie pomogly i sie skonczyly w piatek. Ja pamietna, ze ketokenazol zle dziala na watrobe, zaczelam kojarzyc te krostki jako efekt na skorze (zatrucie organizmu?) i na wlasne ryzyko odstawilam ketokenazol w sobote i zaczelam smarowac na tlusto, zeby choc zlagodzic swedzenie.
Nic. To znaczy nie, pojawily sie malutkie krosteczki (od razu krwawe!) na pyszczku miedzy noskiem a okiem. I kuleczki na kostkach tylknych lapek (te kolanowe zginajace sie jak lokiec ....). A reszta coraz bardziej rozdrapywana.
We srode znowu u weta - zdziwil sie, ze rozowe nie pomogly, obsobaczyl mnie, ze odstawilam ketokenazol (mimo, ze tlumaczylam, ze to sie zaczelo jak juz grzyb sie cofnal i pogarszalo gdy nadal brala leki) i kazal jej dawac juz 2 razy dziennie. Do tego dal pryskacza zeby smarowac (ale sprawdzilam - ma mniejsza zawartosc klotrimazolu niz jest w masci, a do tego jest na alkoholu, wiec Dymsie szczypie i odstrasza - jestem cala podrapana).
Mam sie pokazac z nia w poniedzialek, ale zaczynam sie bac, ze kazde kilka dni pogarsza stan
Przypomniala mi sie jeszcze jedna rzecz ... Kiedy przyjechaly do mnie, mialam im kontrolowac temperature, bo leczyly sie jeszcze kk.
I ten wlasnie termometr zrzucily mi jakos tak na poczatku z polki, dosc wysokiej, na tyle wysokiej, ze sie stlukl

Poniewaz uslyszalam brzek szkla, wiec przybieglam niemal od razu - mialam troche watpliwej zabawy z zebraniem rteci, ale jakos sie udalo, sprzatnelam.
Teraz patrzac na te krwawe strupy, zaczelam sie zastanawiac, czy Dymsia wtedy, zanim przyszlam, nie lyknela sobie jakiejs rteciowej kuleczki
Szukalam opisow objawow, i m.in. byly wymioty (to byloby kolejne potencjalne wytlumaczenie tego, co ja meczylo przez 3 dni), ale nic na temat problemow skornych.
Poniewaz to, ze sa zamkniete w tym samym pokoju od jakiegos czasu (nie ma tam okna ani porzadnej, niestety, wentylacji), postanowilam je jakos bezpiecznie ztamtad "wyprowadzic". Klaudie, ktora jest w super kondycji, ale czuje sie zaniedbywana, zaczelam przyzwyczajac do swiata poza pokojem - kiedy mi miedzy nogami czmychala, nie gonilam jej od razu, tylko zajmowalam sie Dymsia, sprzatalam, a dopiero potem wychodzilam zobaczyc, co mala porabia. Zwykle po jakims czasie wystarczylo uchylic drzwi i Klaudia sama wracala do pokoju.
Dzisiaj rano wprowadzilam rewolucje - Dymsie zakwaterowalam w obszernym kosmicznym kontenerku, z woda i suchym zarciem, wystawilam do sypialni, ale nie zamykajac drzwi (zeby mogla widziec towarzystwo (strasznie mi bidulka miauczala - po raz pierwszy uslyszalam, jak miauczy!!!), a Klaudii wstawilam kuwetke i zarcie do garderoby - bo tam chyba uznala, ze jest jej azyl - i zostawilam caly kociostan na dzien sam na sam ...
A teraz siedze w pracy z dusza na ramieniu
