Gizmo - Kuba to domowa maskotka - nie schodzi z rąk, o pozostawieniu w wolierze na słoneczku nie ma mowy, bo on chce cały czas być z człowiekiem. Spacer wygląda wiec tak - wchodzę do pokoju - Gizmo po śniadanku już czeka na pieszczoty, woła cieniutko i piskliwie - no weż mnie już, juuuuż, bierze mnie na litość. Więc chcąc nie chcąc otwieram klatkę i mam maskotkę na pół dnia, bo nie tak łatwo się go pozbyć. Obejmuje łapkami, wywija fikołki, daje buzi, udaje kołnierzyk, ale tylko na rękach - podłoga jest "be". No i robimy wszystko razem - ja oczywiście tylko jedną ręką, bo drugą muszę podtrzymywać rozradowanego Gizmusia. Jednym słowem "czysta, żywa przyjemność". Sąsiadka jak zobaczyła mnie w ogrodzie, myślała, że mam małpkę.

Niestety nie mogę go zaszczepić - oddycha jeszcze katarkowo, więc najpierw musi przejść kurację Sumamedem. Za to skóra wygląda dużo lepiej więc z grzybicą nie będzie chyba problemu.
Ucałowania od obu kocurków dla wszystkich cioć.


