
Moje footra od rana głupawki dostały. Wczoraj jakieś ospałe były, to dziś nadrabiają. Wogóle mam dziś "fajny" dzień. Rano koty, potem przyszedł sąsiad PIT-a wypełnić, bo nie wiedział jak wpisać odliczenie podatku na CK. Jak już wychodziłam w końcu do pracy zadzwoniła Halina z parteru i poinformowała mnie, że po pół roku wrócił Pasek. Kocur, który kiedyś był na pewno domowy. Przyszedł parę lat temu na naszą klatkę schodową i tak został. Chciałyśmy go wykastrować, ale wtedy się zmył i przychodził tylko od czasu do czasu. Ub. jesieni, albo to już w zimie było przyszedł z wielkim lejącym się ropniem na pysku. Kota zawiozłyśmy do weta. Rana została przemyta i miał antybiotyk dostawać. Niestety Pasek znowu se poszedł. Wrócił dopiero dziś. Na policzku ma dziurę i leje mu się ropa. Halina wczoraj to przemyła, ale dziś znowu cały zaropiały. Już go nie wypuścimy. Mamy wolny strych i pewnie tam wyląduje po wizycie u weta dzisiaj.
U Haliny być nie może, bo go prześladuje Roki. Roki /pies z podpisu/ po krótkiej przerwie znowu zaczął odchrząkiwać. Nie wiem co to może być. Antybiotyk nie pomógł, steryd też nie, odrobaczony był bardzo dokładnie. Roki ma nowotwór i dlatego miał amputowaną łapę. Boję się najgorszego, a z drugiej strony sobie myślę, że cokolwiek by mu nie było to przy jego chorobie zawsze myślimy o najgorszym. Może to jednak jeszcze nie to. Strasznie mi go żal

. Nie miał biedak szczęścia w życiu. 8 lat w azylu, w tym czasie dwie nieudane adopcje i teraz jeszcze to. Dlaczego
