Jestem wściekła. W poniedziałek rozmawiała po raz kolejny z kobietą od domku. Wszystko jej pasowało na jutrzejszy dzień, bo kolejne wekk. ma zajęte. Dzisiaj mi oznajmiła, że jutro będzie, ale w Lublinie i czy mi nie sprawia kłopotu jak bym kotkę do Lublina podrzuciła. Wcześniej chciała, żebym kotkę do Rzeszowa podwiozła, bo akurat tam miała być. Wcześniejsze sprawdzenie domku też się nie udało, bo kobieta pracuje i nie może się zdeklarować, że będzie. Za każdym razem problem wynikał gdy prosiłam o dokładny adres. W sumie dowiedziałam się tylko, że Pani mieszka w Miłocinie - ale tam koło siebie są dwa Miłociny.
Może ja jestem stuknięta, ale poświęcam swój czas, pieniądze i w zamian chciałabym przynajmniej, żeby ktoś mi poświęcił godzinę, żebym mogła zobaczyć jak kotka reaguje na nowe otoczenie, na zwierzaki, które już tam rzekomo są, żebym mogła chwilę porozmawiać o tym czego kotka potrzebuje na początku. Nigdy nie zostawiałam kotów po drodze. Amadna nie znosi podróży. Miała jechać kilka godzin po to, żeby jeszcze u kogoś kolejne parę godzin czekać, aż ją nowa właścicielka dowiezie do domu. Pozatym nie wiem, czy to jest dobry dom, gdzie nigdy nikogo nie ma, a z relacji tej kobiety to chyba tak wygląda. Tam się śpi, a w ciągu dnia się pracuje - zwierzaki w tym czasie są pewnie na zewnątrz. Wszystko ok. jak to są koty, które już tam są, ale nowemu kotu trzeba poświęcić trochę czasu.
Może jestem stuknięta, ale zrezygnowałam z tego domku. Amanda dalej szuka domku, czekając w pracowni , gdzie czuje się u siebie, cieszy się z wizyt i głęboko zagląda w oczy patrząc się na nas z miłością i zaufaniem
