Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob kwi 19, 2008 19:28

Zasypiałem mocnym twardym snem i już nawet zaczynało mi się cos snić, gdy nagle coś zaskrobało w okienną ramę. Wstałem przecierając oczy i jak najciszej, aby nie obudzić śpiącej rodziny wdrapaem się na parapet.
W ciemności blysnęła para zielonych oczu.
Kot garncarza trącił okno nosem pozostawiając na szybie mokry ślad.
- Tu jesteś - powiedzial, gdy wysunąłem na zewnątrz głowę. - Zniknął gliniany kot.
- Wiem - odparłem. - Tylko nie rozumiem komu i na co był potrzebny...
Buras zamyślil się.
- Trzeba szukać - mruknął. - Ale jak i gdzie, tego jeszcze nie wiem.
Ziewnąłem szeroko.
- Dziękuję za odwiedziny - powiedzialem, a kot usiechnął się pod nosem.
- Znaczy się dobranoc - mruknąl i zniknął.
Wróciłem na posłanie i zamknałem oczy.
Rankiem obudzil mnie monotonny szum deszczu uderzającego o parapet. Niechętnie otworzyłem oczy i spojrzałem w sufit. W rogu, na dugiej, cieniutkiej, ledwie dostrzegalnej nici hustał się pająk.
A więc to już naprawdę jesień, pomyślałem i niechętnie podniosłem się z posłania. moja rodzina szeleściła tu i tam układając zimowe zapasy, a dziadek pogryzajął kawałek cynamomu, którym go poczęstowalem kilka dni temu.
Wymienilismy krótkie, ale znaczące spojrzenia i po cichu wymknęliśmy się z kuchni. Kryjąc się pod żółknącymi pióropuszami paproci przemknąłem do stajni, gdzie na skraju żłobu przysiadł dziadek i juz zaczął nabijac fajkę.
- No to mamy jesien - powiedziałem, bo czułem, że coś musze powiedziec, a nie mogłem wymyslić niczego mądrzejszego.
Dziadek ze zrozumieniem pokiwał głową.
- Jesień też jest dobra - mruknał nie wypuszczając z zębów fajki.
- Nie rozumiem, dlaczego wielu ludzi nie lubi jesieni - powiedziałem wyciągając swoja fajeczkę.
- Może kojarzy się im ze starością...- dziadek odprowadził wzrokiem błękitne kółeczko dymu. - A starość tak czy owak kończy się śmiercią.
Fajkowy dym zapiekl mnie w oczy.
- Powiedz mi, dziadku - powiedziałem - jak długo zyją ludzie ?
Dziadek podrapał się w głowę.
- Ludzie...- powtórzył.- Ich mądra księga mówi o latach siedemdziesięciu...Ale bywa, że żyją dłuzej.
W słomie zaszeleściła mysz. Pomyślałem o tym, że nazywam się Wieczysty i przypomniała mi się nieskończoność.
Pogrążyłem sie w myslach tak bardzo, że nie doslyszałem kląskania końskich kopyt na mokrej ziemi.
- Wracają konie - rzekł dziadek
Drzwi stajni otworzyły się, zakołysały w zawiasach. Otrząsając krople deszczu z grzyw konie, jeden po drugim wchodzily w półmrok stajni. Zeskoczyłem w słomę pokrywającą podłogę i podbieglem do drzwi. Bezrogi diabeł uniósł dłoń w geście powitania i rozpłynął się w wiszącej nad podwórzem mgle.
- Dziadku ! - radosny głos obił sie echem o ściany dworu. - Dziadku, konie wróciły !
Słysząc kroki starego Złociejowskiego dalismy nura w stertę słomy i wstrzymalismy oddech starając sie nie kichnąć, bo drobiny siana i kurzu okrutnie kręciły w nosie.
Stary wszedł do stajni, a srebrne konie jęły miłośnie wyciągać ku niemu miękkie pyski. Przytulał policzek do każdego z nich, a konie skubały jego siwe, srebrne, opadające na ramiona włosy.
- A...psik ! - Moje kichnięcie bylo donosne jak wystrzał z armaty. Stary drgnął i rozejrzał się wokół z uśmiechem.
- Wiem, że tu jesteś - powiedział głosem drżącym ze wzruszenia. - Dziękuję ci, skrzacie, opiekunie domu...
I powrócił do koni.
Po cichu wygrzebalismy się z ukrycia i w najdalszym kącie stajni wytrzepalismy z włosów słomę i otrzepalismy kubraki z kurzu.
Dziadek poklepał mnie po ramieniu i nagle chwycił się za kieszeń.
- Co się stało ? - zapytałem.
- Zostawiłem fajkę - odparł.
Stary Złociejowski długo jeszcze rozmawiał ze swoimi końmi a one odpowiadały mu parskanął dziadek.em i cichym rżeniem. A my siedzieliśmy skuleni i dopiero, kiedy opuścił stajnię i skierowal się w stronę domu wyszlismy na światło dzienne.
Wyskoczyłem na żłób, gdzie siedzielismy, ale dziadkowa fajka znikła, zupełnie jakby zapadła się pod ziemię.
- Najlepsza fajka - westchnął dziadek.
- Weź moją - sięgnałem do kieszeni, ale dziadek pokręcil głową.
- Fajka jest jak żona - powiedział.
I kuląc się w strugach deszczu poczłapał do domu.
Ledwie jednak wsunęlismy się za piec dziadek wydal okrzy zdumienia i radości.
Za piecem, owinięta w złocisty fular leżała dziadkowa fajka, a tuz obok niej malutkie zawiniątko. Dziadek ostrożnie rozwinął je i pociągnął nosem.
- Tabaka ! - zawołał i donośnie kichnął.
Sypnął na otwartą dłoń szczyptę brązowego proszku i podsunął mi pod nos.
Wąchaliśmy tabakę dopóki łzy nie pociekły nam z oczu i dopóki mój ojciec nie zajrzał do kąta, w ktorym siedzieliśmy.
Najprawdopodobniej myślał, że zabawiałem się tak z moim starszym bratem, ale na widok swojego ojca tylko sie uśmiechnął i powrócił do swych zajęć.
Dziadek zachichotal, zawinął tabakę w papierek i zapalił fajkę.
Ludzie powoli schodzil się do kuchni tak, jakby ciepło pieca przyciągalo ich jak magnes.
- Dziadku, dziadku, słyszysz? - zawołałanajmłodsza z wnuczek Złociejowskiego.
- Co niby mam slyszeć ? - zapytał stary i przyłożył do ucha zwiniętą w trąbkę dłoń
- Domowy się śmieje - wyjrzyknęła dziewczynka.
Dziadek trącił mnie łokciem i porozumiewawczo mrugnął.
- Skoro się smieje, to znaczy, że idzie ku dobremu - powiedział jeden z wnuków
- Co daj Boże - rzekła zazwyczaj milcząca babka , a klucze do spiżarni, przytroczone do jej faertucha zadzwoniły wesoło.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob kwi 19, 2008 20:08

:lol: :love:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie kwi 20, 2008 18:30

18.


A ku dobremu szlo naprawdę i do dzisiaj nie wiem, czy dlatego, że odnalazla się dziadkowa fajka, czy też dlatego, że tak miało być...coraz rzadziej za lasem mruczaly działa i coraz częściej pojawiali się na podwórzu młodzi, rozesmiani mężczyźni w mundurach. Poili konie przy ukrytej w kącie sadu studni, a pod ich butami i pod kopytami koni chrzęściła ścięta pierwszymi przymrozkami trawa.
Pewnego dnia wydarzyło się coś szczególnego.
Późnym popołudniem na podwórze zawitał samotny jeździec, zastukał do drzwi i grzecznie pokłonił się babce Złociejowskiej. Babka zmarszczyla brwi i obrzucila go surowym spojrzeniem.
- Czego ludzi niepokoi ? - zapytała. - Do domu niech wraca, do zony, do dzieci.
Młody człowiek zaczerwienił się .
- Żony ani dzieci nie mam - odrzekl. - Za to szukam pani Jasnotowej, wdowy po poruczniku..
Babka zbladła i załamała ręce.
- Wdowy ! - wykrzyknęla. - Wdowy, powiadacie ? Toż niedawno porucznik Jasnota był w okolicy, powiadają, że z oddziałem we wsi się schronil...
Młody człowiek pokiwał głową.
- Porucznik Adam Jasnota w ostatniej bitwie pod miastem zginął... ja do zony jego.
Babka ruchem ręki zaprosila kawalerzystę do środka.
- Proszę do środka - powiedziała. - Pewnieście strudzeni, głodni.
Młody człowiek uwiązał konia przy ganku, zdjął rogatywkę i wszedł do sieni.
- Do kuchni proszę - rzekla babka. - W piecu się pali, ciepło. A samowar tylko co zakipiał.
Stary Złociejowski wszedł do kuchni i na widok młodego czlowieka uśmiechnął się.
- Nasi też dopiero co wrócili - powiedział. - Adam biedny, slyszałem, w polu został...
Kawalerzysta zaczerwienił się.
- Słuchy mnie doszly o zdradzie jakiejś - ciągnął stary. - Powiadaja, że ktoś ze wsi oddzial zdradzil, ale Bóg jeden wie, jak to było.
wyjrzalem zza pieca akurat w chwili, gdy kucharka zdjęła z blachy parujący garnek z bigosem.
- Nie trzeba, nie glodnym - oganial sie młody czlowiek, ale widac bylo , że do bigosu oczy aż mu się śmiały.
- Zjesz - pojedziesz, to niedaleko, na zachod od miasta, ze trzy kilometry będzie, nie więcej. - Rzekl stary i polożył na stole drewniane pudełko z papierosami.- Po jedzeniu zapalić dobrza rzecz - dodał.
- Zapalić - ofuknęła go babka. - Dzieciaka do palenia nie namawiaj.
Wyciągnięta ręką kawalerzysty zamarła tuż nad pudełkiem.
- Wszyscy oni dorośli - powiedział gorzko stary. - Na złamanej gałęzi liście szybciej rosną...
Młody chłopak wydmuchał dym w sufit.
- Tak po prawdzie to ja do syna porucznika, do Michała. Znalazłem przy ojcu...
Sięgnąl do przewieszonej przez oparcie krzesła torby i wyjął z niej niewielkie zawiniątko.
Poczułem, że z ciekawości aż jeży mi się czupryna. Kawalerzysta rozwinął zawiniątko i moim oczom ukazał się...gliniany kot, z czerwona kokardą i rumieńcami na pyszczku.
- Pewnie to dla syna miał - powiedział. - Przy zwłokach znaleźliśmy.
Moje serce załomotało jak szalone.
- Oddać małemu muszę - rzekł gasząc niedopałek.
- Zmarłego wolę uszanowac trzeba - przytaknął stary.
Babka dokładnie przyjrzała się figurce i z uznaniem pokiwała głową.
- To musi być Antoniego Krzyczki robota... - powiedziała odwracając figurkę do góry nogami. - O, tu A.K napisane, nie myliłam się.
Wyjęła z kredensu dużą miskę i postawiła ją przed kawalerzystą.
- Maki jak żywe...- zdziwił się. - Nie dziwota, że takiego kota ulepił.
Babka pokiwała głową.
- Pewnie dla córki, co mu zmarła - zamyśliła się. - Ale skąd przy zwłokach...
- Tego się juz nie dowiemy - rzekł młody chłopak. - Porucznik nie ukradł, znaleźć musiał...
- Ano musiał - rzekł stary - Zawieź chłopcu, będzie miał po ojcu pamiątkę...


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie kwi 20, 2008 18:56

:1luvu:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon kwi 21, 2008 10:47

:1luvu: :dance:

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon kwi 21, 2008 22:36

Odetchnąłem z ulgą. Gliniany kot był bezpieczny...a jego nowy dom nie znajdował się aż tak daleko. Kiedy młody chłopak pożegnał się ze starym i z szacunkiem pochylił się nad pomarszczoną ręką babki wykradłem się w ślad za nim na podwórze i patrzyłem za nim dopóki nie znikł we mgle. Drobny, chłodny deszcz przenikał przez ubranie , więc z przyjemnością powróciłem za piec. Od idącego od pieca ciepła poczułem się nagle senny, głowa sama opadała mi na piersi. Przyłożyłem policzek do poduszki, a głosy mojej rodziny zlały się w jednostajny szum.
Za oknem cienko zawył wiatr i drobny deszczyk rzemienił się w ulewę. Zabębnił o dach, zadzwonił o parapet, zaszeleścił w opadłych liściach.
Na drugi dzień okazało się, że nocna ulewa zerwała z drzew resztkę liści a wiatr zgarnął je w szaro-bure hałdy. W piecu naalono od wczesnego ranka i w całej kuchni pachniało zbożowa kawą,którą stary ijał do śniadania. Pomyślałem, że gdyby było cieplej, lub przynajmniej gdyby nie siąpiło, wybrałbym się z małą wizytą do domu za miastem sprawdzić, jak się miewa kot i jaki jest chłoiec, z którym zamieszkał.
Ale na zewnątrz panował przenikliwy chłód, który nie ustąił nawet w południe, więc przesiedziałem cały dzień wąchając razem z dziadkiem tabakę lub grając ze starszymi bracmi w karty.
Tą miłą rozrywkę podpatrzyli u ludzi i uprosili ojca, aby wyciął dwadzieścia cztery kartoniki i namalował na nich odowiednie figury. Ojciec mój, który ponad wszystko kochał rękodzieło puścił wodze wyobraxni i na kartonikach wymalował podobiznę Leśnego jako króla, błękitnowłosą driadę jako damę, a Błotne Licho użyczyło swej postaci waletowi. Bracia moi przez wiele wieczorów przyglądali się z ukrycia grającym ludziom
a potem zasiadali w kącie i zawzięcie się kłócili. Z kolei ja przysłuchiwałem się ich klótniom, a jako, że - nie ukrywając - byłem od mych brai brdziej lotny - jako pierwszy pojąłem jak gra się w zechcyka lub w wojnę
Tak więc zasiedlśmy w najcieplejszym z kątów i pykając z fajeczek zaczęliśmy grę. Śmiac mi się chciało, bowiem każdy z moich braci próbował nieudolnie oszukiwać, ale i tak w porównaniu ze mną nie mieli szans. Gdy za oknem zapadł zmierzch matka postawiła przed nami miskę laskowych orzechów, a sądzących ze smakowitych zapachów unoszących się w kuchni ludzie równiez zasiedli do posiłku. Kiedy zadźwięczaly odstawiane talerze, któryś z wnuków przyniósł do kuchni mandolinę - tą samą, którą wyniosła w dniu ślubu do parku malarka - i uderzył w struny. muzyka, jaka wypełniła kuchnię była wesoła, miła dla ucha i w niczym nie przypominała smętnego zawodzenia Melchiora...Dotychczas znałem tylko rytmiczne mruczenie leśnych bębnów i popiskiwanie drewnianych fujarek więc siedząc nieruchomo, odłożywszy karty
zasłuchałem się w tony walca nieswiadomy, że moje stopy bezwiednie zaczęły wystukiwać rytm.
Najstarszy brat mrugnął do mnie i chwyciwszy za rękę swoją żonę porwał ją do tańca. Dwaj pozostali bracia odłożyli karty i stanąwszy narzeciwko siebie zaczęli kręcić się w kółko przytupując.
- Hej tam za piecem ! - zawołał podochocony grzanym miodem stary Złociejowski. - Prosimy do nas !
- Pięknie prosimy skrzaty domowe - za piec zajrzała uśmiechnięta twarz babki - tak ongi bywało, więc niech i dzisiaj...skrzaty i ludzie. Prosimy.
Ojciec i dziadek wymienili ze sobą spojrzenia . Dziadek wstał, otrzepał kubrak i poprawił zloto-brązowy fular.
- Idziemy - oświadczył i spojrzał na nas srogo. - A nie przyniescie mi wstydu, pamiętajcie.
Z nas wszystkich bodaj ja i mój ojciec najczęściej rozmawialiśmy z ludźmi toteż cała rodzina stłoczyła się za nami.
- Ludzie i skrzaty - rzekł ojciec, - jak ongi bywało .
Stary Złociejowski wzniósł w górę kielich, a mój ojciec otworzył flaszeczkę najstarszego, najprzedniejszego leśnego wina...
Gdyby tamtej nocy jakiś zabłąkany wędrowiec przechodził obok dworu zdziwiłby się setnie widząc jasno oświetlone okna porą tak późną, że nawet klan drapieżców powracał do swoich jam i dziupli, znuzony tropieniem i polowaniem. Zapewne długo stałby od oknami ze zdziwienia przecierając oczy, bowiem widok ludzi i skrzatów zasiadających za wspolnym stołem dla nienawykłego był zaiste niecodzienny...

cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto kwi 22, 2008 2:05

:lol: Piknie 8)
ObrazekObrazekObrazek
Panowie Kocurowie
"Poznasz siebie, poznając własnego kota." Konrad T. Lewandowski, "Widmowy kot"

PumaIM

Avatar użytkownika
 
Posty: 20169
Od: Pon sty 20, 2003 1:30
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto kwi 22, 2008 7:17

Puma...Ty się tylko na imprezach złociejowskich meldujesz / tych z winkiem :D / ?
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto kwi 22, 2008 7:34

Nie niezla była impreza w Złociejowie :wink:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto kwi 22, 2008 10:40

Iee tam :lol: Cały czas tu jestem, w najciemniejszym kątku tej szafy, tylko rzadko daję wyraz :wink: Nie chcę, żeby wątek za prędko setnej strony sięgnął :twisted:
ObrazekObrazekObrazek
Panowie Kocurowie
"Poznasz siebie, poznając własnego kota." Konrad T. Lewandowski, "Widmowy kot"

PumaIM

Avatar użytkownika
 
Posty: 20169
Od: Pon sty 20, 2003 1:30
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto kwi 22, 2008 10:44

I ja gdzieś tam na półeczce jakiejś przycupnę...

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto kwi 22, 2008 20:52

Kiedy leśne wino zaszumiało nam w głowach, a miód rozpalił policzki ludzi dziadek skinął na młodego Złociejowskiego, tego, który gral na mandolinie i coś szepnął mu na ucho. Młody okiwał głową, raz czy dwa cicho uderzył w struny i pytająco sojrzał na dziadka. Dziadek pokręcił głowa, a młody raz jeszcze trącił struny.
- Tak, teraz prawie dobrze - rzekł dziadek i wyszedł na stół. Oparł się o kryształową cukierniczkę i chrząknął.- Jak wiecie nie codzień zdarza się nam wspólne świętowanie...ostatnie bylo, gdy narodziło się pierwsze w tym domu dziecko...a Leśny przyszedł powitać nowego skrzata. To bylo bardzo, bardzo dawno temu. Dzisiaj jest dzień szczególny, jak wtedy...ludzie odzyskali swój dom.
Rozejrzałem się dokoła ze zdziwieniem, zupełnie ne wiedząc, co na mysli ma dziadek.. Dom stał na tym samym miejscu otoczony drzewami i nic nie wskazywało na to, aby należał do kogoś innego....dwróciłem się w stronę ojca, aby go o to zaytac, ale ojciec ruchem ręki nakazał mi milczenie.
Dziadek zastukał malutką łyżeczką w brzeg cukiernicy i zapadla cisza, w któtrej mlody Złociejowski niesmiało trącił struny mandoliny.
- Tam gdzie stoi dąb sędziwy, gdzie zielone wokół niwy - zaczął dziadek - zbudowano miasto z baśni, które nie zna gniewu, waśni...
Zdumiałem się słysząc śpiewającego dziadka - nigdy w zyciu nie przypuszczałem, że ma taki głęboki głos, i nigdy też nie sądziłem, że usłyszę starą balladę, o którejj młode pokolenia skrzatów wspominaly niby o legendzie.
- A w tym mieście dwór nad dwory,
z baśni go wznosiły stwory,
skrzaty, strzygi oraz ludzie,
zjednoczeni w wspolnym trudzie,
czarowali drwa sosnowe,
by gdzie mieli schronic głowę
w czas okoju i w czas wojny
żywot mogli wieść spokojny...
Spojrzałem na ciężkie dębowe belki nad moją głową. Wyciosana na nich data była rzeczywiście bardzo odległa. Cyfry, osmalone i okopcone od żaru buchającego z paleniska otoczone były misternie wyrzezanym wieńcem dębowych, klonowych i bukowych liści.
Przymknąłem oczy.
- Obok w polu wieś wyrosła,
lecz się zawsze zlem karmiła,
wieś co sławą zła obrosła,
co w niezgodzie zawsze żyła.
Za to kuli się na boku,
tonąć będzie w wiecznym mroku,
bo kto złem dzień plami każdy,
ten nie ujrzy nocą gwiazdy
wieku pół niech pokutuje,
aż ją dziecko odczaruje
aż jej dziecko zmieni miano
w miejsce tego, co jej dano...
tu spotkają się zgubieni
w zawieruchach co na ziemi
ludźmi niby liśćmi miota
jak jesienna szara słota.
Samotnym nikt nie zostanie,
każdy znajdzie swe kochanie
skrzat do domu ich sprowadzi
aby razem żyli radzi...
Oczy dziadka nie wiadomo dlaczego spoczęły na mnie i poczułem jak się czerwienię. Leśne wino zaszumiało mi w głowie.
Mandolina ucichła i przez chwilę było słychać tylko dźwięk trzaskającego w piecu drewna. Dziadek ukłonił się i wziął z talerza kawałek kołacza.

cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto kwi 22, 2008 22:13

Bardzo porządna ballada-przepowiednia 8)
ObrazekObrazekObrazek
Panowie Kocurowie
"Poznasz siebie, poznając własnego kota." Konrad T. Lewandowski, "Widmowy kot"

PumaIM

Avatar użytkownika
 
Posty: 20169
Od: Pon sty 20, 2003 1:30
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro kwi 23, 2008 6:18

napięcie rośnie :lol: :lol: :lol:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Śro kwi 23, 2008 10:08

:lol:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Silverblue, zuza i 9 gości