farciarze...
piranie... skunksy szuwarobagienne... gryzonie wśieklicowe... srajdy podkocykowe...
ale po kolei... jadąc do weta dolatywał do mnie z transporterka dziwny cokolwiek zapaszek... po wejściu do gabinetu okazało się, ze cały transportek pod kocykiem jest obsrany... koty wymazane... a zapach powalał... koty do prania... transporter sprzątniety... smrodek pozostał... oględziny footer... wet stwierdził, ze jest o niebo lepiej niż w sobotę... na pierwszy ogień poszedł Pucek... spoko zniósł mierzenie temperatury (książkowa), osłuchanie, oględziny uszek, zastrzyk w tyłek... nie podobało mu się tylko wycieranie zakrwawionego po raz kolejny nosa... panna bardzo protestowała przy mierzeniu temperatury... osłuchanie spoko, oględziny uszek również... za to zastrzyk... łomatko z córką... mam pogryzioną lewą rękę... chyba zatopiła w niej wszystkie kły po same dziąsła... w okolicach małego palca... doktor Wiesia zdezynfekowała, zrobiła gustowny opatrunek - zabandażowana cała ręka i stwierdziła, że jakoś dziwnie robi się opatrunek u ludzi - nic sie nie rusza, nic nie ucieka, nic nie protestuje... ręka mnie teraz boli... mam ją moczyć w wodzie z sodą, a jak coś będzie nie tak, to antybiotyk... a jutro smarowanie kociastych imawerolem... i jak mam to robić jedną ręką?? ma ktoś jakiś pomysł??