Czytałam własnie relacje betix i odpowiedzi na jej problemy.
Nie pamietam juz która z dziewczyn (sorry) pisała, że jeżli w tych bijatykach nie ma wyraźnego dominanta a dzieje się to na zasadzie raz ja raz ty, to jest OK.
U mnie jest terrorysta w postaci Maurycego.
Jak tylko odpocznie, szuka Lizy aby na nią polować, gryźć, skakać na nia z rozpedu i chwyciwszy zębami za kark przydusić do podłogi. Ona go nie zaczepia. Broni się i jest bardzo zła. Warczy gryzie zapamietale itd... ale Maurycy już się jej syków i warczenia wcale nie boi i wyglada na to, ze jest silniejszy oczywiście. Żal nam Lizy. Boję się też, że przez ten ciągły stres nie tak będzie jak powinno.
Wiem, że do pewnego momentu to jest niby zabawa, ale ona przekształca się u Maurycego poźniej w autentyczny atak. Nie przesadzam, nie panikuję.
On mnie nie słucha

(wiem jak to brzmi).
Wyobrażcie sobie, że pies mi pomaga, i on ma posłuch u kotów.
Ale wkracza do akcji dopiero jak Liza naprawdę wydaje juz bardzo niepokojące dźwięki. Wchodzi wtedy Amos do pokoju i wystarczy, że chrząknie

na nie. Oba momentalnie się rozdzielają i siadają z daleka od siebie patrząc na niego niewinnym wzrokiem. On popatrzy, popatrzy i idzie "do siebie".
Pierwszy i drugi raz myslałam, że to przypadek. Ale nie!!! On je autentycznie rozdziela jak za mocno, tak naprawdę mocno Maurycy przesadzi. Dziś w nocy, wołałam Amosa na ratunek
Kochany pies.