W piątek zadzwonił do ten pan, u którego na podwórku mieszkają te koty. Nie odzywał się długo i ja też sobie odpuściłam tę sprawę z powodu braku możliwości czasowych i transportowych.
No więc pan poprosił mnie o pomoc, bo dwie kolejne kotki, które on tam dokarmia są w ciąży. Ja mu powiedziałam, że chętnie bym pomogła, ale nie wiem, czy uda się załatwić sterylki i że nie mam jak ich zawieźć...No i wyobraźcie sobie, jemu zaczęło zależeć i powiedział, że ma malucha i może kotki sam zawieźć gdzie trzeba...Normalnie byłam w szoku. Na początku stosował tylko spychologię, nie chiał dać grosza że o transporcie nie wspomnę, a tu taka przemiana. Koty chyba mają zdolność do ulepszania ludzi...
Teraz tylko muszę załatwić zabiegi, mam nadzieję, że się uda. To też nie jest takie proste, eh...Troszkę się też boję, (nie znam go prawie i do końca nie ufam), że co będzie, jak on ich nie odbierze stamtąd? Zawsze miała skłonność do czarnowidztwa...