» Śro kwi 16, 2008 9:58
Przepraszam bardzo wierne czytelniczki...
Cześ o POLITYCE
Jak kiedyś wspominałem weterynarze to wszelkie zło naszego, zwierzątkowego świata! Należało by coś z tym zrobić, ale ja nie będę sobie tym zajmował główki. Bo to jest podobne do POLITYKI. A polityka jest gorsza od alkoholu. To przez politykę denerwuje się Duży, a Duża denerwuje się na Dużego, że Duży się denerwuje. Po alkoholu to w domku jest cisza, a po polityce - hałas. A ja jestem spokojny kotek (choć Duża ma odmienne zdanie) i hałasu nie lubię.
Brzydkich słów tez nie lubię i dlatego nie napiszę Wam jednak, co mówi mój Duży...
Cześ o KAWIE i o WINIE. (wcześniej rozmawiał z kotem Sing_Sing na ten temat i doszło do małej różnicy zdań - Pimpuś uważał, że kawa jest niedobra i nie rozumiał, dlaczego Cześ lubi ją podkradać)
To jest tak - Duża wstaje rano i robi Dużemu kawę a sobie "ulepek". Tak, tak właśnie mówiła. Jemu kawa, sobie ulepek. I ja tego ulepka zawsze próbuję. W tym ulepku jest podobno mleko, cukier i odrobina kawy do smaku. Taka szczypta. Dlatego też z kawą mi się pomyliło. Musicie ulepka spróbować! Pyszny jest.
A z tym winem, to Tobie się coś Pimpusiu myli. Wino jest cuuuudowne, złote, ma malutkie bąbeleczki, pięknie pachnie i Duży jak się go napije, to się stale uśmiecha i tuli Dużą. Po winie Duża też jest uśmiechnięta i nigdy ją głowa nie boli, chociaż zawsze idą z Dużym wcześniej spać i - ja tego nie kumam zupełnie - bardzo dokładnie zamykają za sobą drzwi do tego pokoju, gdzie jest łóżeczko... Potem ja płaczę pod drzwiami, i płaczę, a oni jakoś wcale mnie nie słyszą. A gdy już usłyszą, to Duży mnie wpuszcza, ale jakoś tak dziwnie wtedy na mnie patrzy, kręci głową i ciężko wzdycha. To tyle na temat wina. Wino to nie jest wstrętny alkohol i kiedyś go spróbuję. Teraz idę sobie, bo Duża jakaś chora przyszła i ociąga się z napełnieniem miseczki.
Cześ o ROŚLINKACH DOMOWYCH. Założył bowiem obiecany kolegom Kącik Porad Czesia i teraz instruuje koleżankę-koteczkę, w jaki sposób doczekać się legowiska na parapecie.
...najpierw trzeba to zielone zrzucić, a potem Duzi od razu robią miejsce na parapecie. Jakby wcześniej nie mogli. Ja to sobie lubię czasem zrzucić, gdy w pojemniczku z tym zielonym jest mokro. Takie fajne mokre piłeczki się wtedy wysypują i ja sobie... ciap, ciap... gram nimi na dywaniku w kuchni. Albo sobie patrzę, jakie ładne dziurki zostawiają moje ząbki na niektórych listkach. Ha, ha, jakbym bilety kasował!! Duża zaraz krzyczy, że zjadam. Nieprawda. Kolejny brak zrozumienia - nic nie zjadam, tylko sobie kasuję i chrupię. Chrup, chrup, dziurk, dziurk i mamy w listkach otworki. Ta Duża to się kompletnie nie zna!
Ale czasami te zielone bywają złośliwe. U nas najbardziej podłe są takie długie, z kolcami. To się nazywa "mojekaktusiki". Mojekaktusiki już parę razy rozbiły się ze swoim pojemniczkiem. Specjalnie spadły i zwaliły winę na mnie. Ja tylko jedno zielone lubię. To z kolei nazywa się..., ojej - taka dłuuga nazwa... Już wiem!! To się nazywa "uważajfiołeczki"!! One nie spadają, no... raz... Stoją solidnie i nie kłócą się z parapetem. I ładnie wyglądają, są malutkie i kolorowe.
Dalsza część nt. wyjazdu Dużej pojawi się, gdy wrócę od lekarza. Nie wiem, czy wszystkie cioteczki wiedzą, ale pouzupełniałam zwierzenia bożonarodzeniowe i chyba zwierzenia scerbolka.