ADWENT I BOŻE NARODZENIE
Psotek
Pewnego dnia – to akurat była znowu sobota – zdarzyło się coś niezwykłego. Na niebie pojawiły się chmury. To akurat nie było nic dziwnego, bo przecież nieraz już widzieliśmy chmury. Czasem z tych chmur padał deszcz, czyli taka trochę brudna woda. Tym razem jednak z chmur nie leciały krople deszczu, tylko białe płatki. Co to mogło być? I co to za dziwne chmurzyska, z których zamiast deszczu leciało coś białego? Pańcia powiedziała, że to jest śnieg czyli zamrożony deszcz.
Strasznie chciałem osobiście wybadać, co to jest ten śnieg, ale tym razem mi się nie udało. Te płatki padały na nasze okna i balkon – i się roztapiały. Łeeee! Ale już przynajmniej widziałem, że ze śniegu może się zrobić woda. Tylko szkoda, że była taka brudna i paćkała nam okna. Trochę jednak żałowałem, że nie udało mi się bliżej wybadać tego śniegu. Pańcia jednak powiedziała, że jeszcze będę miał do tego okazję, jak na dworze zrobi się zimniej, bo wtedy na pewno śnieg też spadnie i się nie roztopi.
Śnieg się podobno topi, jak mu jest za ciepło. Coś podobnego! Nam byłoby za zimno, gdyby kaloryfery nie grzały, a jemu jest jeszcze za ciepło, choć na dworze kaloryferów nie ma! Kto rozsądny by to zrozumiał? No, ja w każdym razie tego nie rozumiałem...
Pigułka
Ja też tego nie rozumiałam. Jak można uważać, że jest za ciepło, jeśli na dworze jest ledwie +1 stopień? Ale Pańcia mi powiedziała, że dla śniegu jest za ciepło, jeśli temperatura jest powyżej zera. I że on w ogóle spadł, bo na tej wysokości, z której on spadał, jest znacznie zimniej niż na ziemi. Te chmury, z których on spadł, były strasznie wysoko – i tam jest mróz nawet wtedy, kiedy u nas jest kilka stopni powyżej zera. A śnieg to po prostu deszcz, który zamarzł, bo tam, gdzie powstał, było strasznie zimno. Biedny deszcz! To dobrze, że się ogrzał, zanim spadł na ziemię.
Psotek
Pańcia nam wytłumaczyła, że jak na pierwszy śnieg to było strasznie wcześnie, bo to była dopiero końcówka listopada, więc dobrze, że on się stopił. Jakby się tak nie stało, to byśmy się mogli spodziewać długiej i strasznie mroźnej zimy. I wielu ludziom by nie starczyło pieniążków, żeby porządnie ogrzać swoje mieszkanka. I poza tym podobno na świecie było mnóstwo bezdomnych kotów, które nocowały w piwnicach. I im też byłoby strasznie trudno przetrwać zimę. A tak to miały szansę na znalezienie jakiegoś jedzonka. Było mi ich naprawdę bardzo szkoda.
Pigułka
Pewnego piątku pod koniec listopada Pańcia przyniosła do domu zielone, pachnące kółko z czterema świeczkami. I powiedziała, że to jest wieniec adwentowy. To kółko zostało zrobione z drucików, zielonych gałązek i kolorowych suszonych kwiatów.
Nie wiedziałam, po co to Pańci, ale wyglądało całkiem ładnie. I Pańcia położyła to na stole, a pod tym był biały obrus. Nawet z przyjemnością to oboje obwąchaliśmy. No i doszliśmy do wniosku, że całkiem ładnie to pachnie i wygląda, więc pozwoliliśmy, żeby leżało na honorowym miejscu,
Psotek
Przez piątek i sobotę ten wieniec leżał sobie na stole – i nic się nie działo. Zacząłem się więc zastanawiać, po co on Pańci jest potrzebny i dlaczego są do niego przyczepione te czerwone świeczki. A poza tym dlaczego on się nazywa adwentowy? No ale w niedzielę zaczęło się wszystko wyjaśniać
Pańcia codziennie wieczorem się modliła. Nie wiedziałem, o co chodzi z tą całą modlitwą. Ale Pańcia mi wyjaśniła, że tak się nazywa rozmowa z Tym Kimś, Kto stworzył nas wszystkich. Myślałem, że po prostu byłem w brzuchu Mamy, a potem się urodziłem. Ale Pańcia mi powiedziała, że to jedno drugiemu nie przeszkadza. I że ten Pan Bóg dopilnował, żebym ja na pewno znalazł się w brzuszku Mamy i żebym urodził się zdrowy i silny, żebym mógł opiekować się Pańcią i Pigunią, a może i innymi. Czyli ten Pan Bóg chciał, żebym to właśnie ja się urodził. Jak fajnie! Całkiem fajny miał pomysł, że stworzył i mnie, i Pigułkę... i Pańcię. I jeszcze lepszy miał pomysł, że dopilnował, żebyśmy się spotkali i zamieszkali razem. No i Pańcia z Nim rozmawiała co wieczór. Szkoda tylko, że nie mogliśmy Go widzieć. Byłoby nam chyba łatwiej z Nim i o Nim rozmawiać.
Pigułka
Jak fajnie, że ten Pan Bóg chciał, żebyśmy to właśnie my się urodzili! To trochę jak z Azorkiem, bo on chciał być tatusiem właśnie nas, a nie wszystko jedno czyim. Tylko że Azor nas wybrał, jak już się urodziliśmy, a ten Bóg to dopilnował, żebyśmy to właśnie my się urodzili, a nie ktoś inny. I chciał, żebyśmy żyli i spotkali naszą Pańcię. To On jest fajny, nawet jeszcze fajniejszy niż Azorek i Pańcia razem wzięci. Jak to fajnie, że On jest i że chce właśnie konkretnych nas!
Psotek
W niedzielę wyjaśniło się, po co Pańci ten wianek ze świeczkami. Jeszcze w sobotę leżał sobie spokojnie na stole i tylko ładnie wyglądał. A w niedzielę wieczorem przed modlitwą Pańcia zapaliła jedną świecę. No i rzeczywiście zrobiło się ciekawie, bo ta świeca ładnie pachniała. I Pańcia mi wytłumaczyła, że przez najbliższy tydzień podczas jej modlitwy będzie się paliła jedna świeczka, potem dwie... I ilość świeczek mówiła, który to już tydzień Pańcia się modli przy zapalonych świecach. Ale przecież Pańcia modliła się już wcześniej, więc dlaczego zaczynała od jednej, jedynej świeczki???
Okazało się, że te świece zapala się tylko w czasie Adwentu, czyli czasu, kiedy się oczekuje narodzin Pna Jezusa. A cały Adwent trwa mniej więcej cztery tygodni. To ciekawe, ale dlaczego niby ten Pan Jezus miałbu się urodzić teraz, skoro już się urodził mniej więcej 2000 lat temu? Pańcia mi powiedziała, że chodzi o to, żeby sobie przypomnieć tamto wydarzenie. Czyli Pan Jezus ma co roku urodziny. Fajnie!
Poza tym chodzi nie tylko o to, żeby poświętować Jego urodziny przez to, żeby się najeść i pośpiewać Mu trochę. Najważniejsze, żeby przypomnieć sobie, po co On się urodził i czego uczył. I właśnie po to jest ten cały Adwent, żeby się dobrze do tych urodzin przygotować. Czyli z jednej strony ładnie posprzątać cały domek i przygotować pyszne jedzonko. Ale z drugiej strony też poczytać to, czego Pan Jezus uczył. No to Pańcia czytała i nam potem trochę opowiadała.
Pigułka
Tymczasem dzień robił się ciągle krótszy i krótszy. No i mimo zapewnień Pańci troszkę się jednak martwiłam, że któregoś dnia słońce się zupełnie nie pojawi – i już nigdy nie wróci.
Tymczasem po tygodniu tego całego adwentu Pańcia zaczęła wieczorami zapalać po dwie świeczki zamiast jednej. Mówiła, że to dlatego, że jest już drugi tydzień adwentu. Ale może to nie była cała prawda? Przecież codziennie było trochę ciemniej. I może Pańcia chciała jakoś pomóc słońcu, żeby na świecie było choć trochę jaśniej? Tylko z drugiej strony przecież ta świeczka była malusieńka, więc i światła dawała malutko.
Któregoś dnia Pańcia zgasiła wszystkie lampy i zostawiła na stole tylko te dwie świeczki. I okazało się, że dzięki nim widziałam znacznie więcej niż bez nich. No to wreszcie zrozumiałam, jakie to ważne, żeby zrobić to, co możemy, choćby to nam się wydawało malutko, bo dzięki temu na świecie jest znacznie lepiej niż by było, gdybyśmy tego nie zrobili. I w dodatku jak ktoś zobaczy naszą świeczkę, to może zapali też swoją – i będzie jeszcze trochę jaśniej? A poza tym świeczki ładnie pachną, jak się palą, więc jest dzięki temu jeszcze przyjemniej.
Psotek
Potem było jeszcze ciemniej, więc Pańcia zaczęła zapalać aż po trzy świeczki naraz. Zastanawiałem się tylko, co się stanie, jak już będą się paliły wszystkie cztery świeczki, a dzień zechce dalej się skracać. Ale Pańcia mi powiedziała, że tak nie będzie. I że tuż przed urodzinami Pana Jezusa będzie najkrótszy z możliwych dni w roku – no, ale wtedy będą się u nas paliły aż cztery świeczki. I w wielu innych domach będzie podobnie, na przykład u Oli i pani Ani. Więc nie będzie aż tak strasznie, jak się bałem.
CDN.
