Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw kwi 10, 2008 17:25

Do miasta powróciłem na schodku weselnej bryczki, skąd spoza gałązek brzozy nie było mnie widać i na jedna chwilę wpadłem do cukierni, w której urządzono weselne przyjęcie.
Przy stolikach ustawionych na rynku zasiedli roześmiani goście, a w gałęziach drzew zapłonęły kolorowe lampiony.
Z paproci porastających obrzeża parku wyleciały roje świetlików, a z mroku dochodził zapach kwitnących lip.
Między lampionami krążyły wielkie, białe ćmy a nad nimi, od czasu do czasu przelatywały na aksamitnych skrzydłach nietoperze.
Ze zdumieniem dostrzegłem, że na kamiennej ławce do połowy ukrytej w krzewach jaśminu ktoś rozłożył haftowane serwetki, a na nich ustawił malowane w polne kwiaty gliniane miski pełne miodu, orzechów, pokruszonych makiełek i słodkich rodzynek.
Wdrapałem się na ławkę i po kolei spróbowałem każdego przysmaku.
Kiedy sięgałem po największą i najsmakowiciej wyglądającą rodzynkę w ciemności cos cicho zadzwoniło i tuż nad moją głową pojawiła się twarz malarki.
Było już za późno, aby dać susa w trawę i zniknąć w ciemności, więc odłożyłem owoc na bok, zdjąłem czapkę i ukłoniłem się głęboko.
- Witam lud baśniowy – rzekła młoda kobieta.
- Witam – odparłem i poczułem, jak moje serce wykonuje dziwny skok.
Malarka uśmiechnęła się i podała mi przepołowiony migdał.
Podziękowałem i dokładnie przyjrzałem się jej twarzy.
Odkryłem, że to, co dzwoniło przy każdym poruszeniu jej głowy to były długie kolczyki z kocimi główkami. Nie były ani złote, ani srebrne, tylko z jakiegoś dziwacznego metalu, lekkie i delikatne.
- Są w mojej rodzinie od bardzo dawna – powiedziała malarka, zupełnie jakby czytała w moich myślach. – Przekazuje się je z pokolenia na pokolenie, każdej kolejnej córce..
Coś w sercu podszepnęło mi, że malarka była najładniejszą z córek, jakie narodziły się w jej rodzinie i poczułem delikatny zapach bzu.
- Widziałem, jak malowałaś łąkę – powiedziałem. – Od tej pory widzę wszystko inaczej…
- Ja zawsze widzę wszystko inaczej – rzekła z zapałem młoda kobieta. – I właśnie dlatego maluję.
- A to jest dzieło mojego ojca – powiedziałem wskazując za szemrzącą za naszymi plecami fontannę, a malarka z aprobatą pokiwała głową.
-Jest piękna, ale nie wiem, dlaczego przedstawia akurat kota i gołębia…
Rozsiadłem się wygodnie między miseczkami i najbarwniej jak umiałem opowiedziałem jej zasłyszaną niegdyś legendę.
Malarka zasłuchała się tak bardzo, że wydawała się zapomnieć o całym świecie. Siedziała z szeroko otwartymi oczyma, a ja domyśliłem się, że już widzi wszystko w swojej wyobraźni.
A ja tak przejąłem się rozmową i tym, że rozmawiam z człowiekiem jak z najserdeczniejszym przyjacielem, że z początku nie dosłyszałem miarowego, basowego dudnienia, które przyniósł ze sobą od strony lasu ciepły, łagodny wiatr.
Usłyszała je za to malarka i natychmiast powróciła na ziemię.
- Co to jest ? - zapytała.
- Bum – bum – bum – dobiegało z głębi lasu. – Bum – bara – dum…
- Leśne bębny – szepnąłem i zeskoczyłem w trawę.
- Leśne bębny ? - zdziwiła się.
- Zwołują nas na ognisko – odparłem i ugryzłem się w język. – Ale nie mów nikomu.
Malarka położyła rękę na sercu i skinęła głową.
- Do zobaczenia – powiedziałem, a malarka wyciągnęła do mnie rękę.
Ujęła moją dłoń ciepłymi, delikatnymi palcami i musnęła ustami moje rozwichrzone włosy.
- Do zobaczenia – zadzwoniły cichutko kolczyki z kocimi główkami.
Z dziwnie lekkim sercem i uskrzydlonymi stopami pobiegłem ścieżką przez park, a w moich uszach dalej śpiewały dzwoneczki.
Dźwięk leśnych bębnów zbliżał się coraz bardziej, wabił, nawoływał, a na skraju lasu było już czuć zapach jałowcowego dymu.
- Witaj, Kleofasie – zawołał mijając mnie daleki kuzyn.
Popiskiwał na trzcinowej piszczałce, a nad jego głową frunął nietoperz.
- Witaj – odkrzyknąłem. – Miłego świętowania !
Zająłem miejsce na zwalonym pniu i zapatrzyłem się w ogień. W melodii fletów i trzasku polan dalej dzwoniły magiczne kolczyki…
- Kleofasie – cień Leśnego zasłonił na chwilę tańczące płomienie. – Co dzieje się w mieście ?
- Ludzie świętują – odrzekłem. – A ja…
Po twarzy Leśnego przemknął uśmiech.
- Widzę, że naprawdę jest piękna – powiedział i dołączył do kręgu tańczących.
Pomyślałem o szarych, przejrzystych oczach wpatrujących się w moja twarz i poczułem w ustach smak miodu.
I tak oto, na przekór wszystkiemu ja, skrzat domowy, dziecię baśni – oddałem, swoje serce właścicielce przedziwnych kolczyków, która potrafiła skrawek łąki zamienić w rajski ogród...
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw kwi 10, 2008 17:55

Caty :1luvu:

myshka

 
Posty: 2706
Od: Wto wrz 11, 2007 21:24
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt kwi 11, 2008 6:06

boshe, jak cudnie byłoby mieszkać a takim miejscu, caty - czarodziejko: pisz, pisz, pisz... :1luvu:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Pt kwi 11, 2008 17:37

15.


Zanosiłem na jej balkon kolorowego motyla, biały, niebiesko żyłkowany kamyk lub kroplę żywicy kształtem przypominającą serce mając nadzieję, że wie, od kogo pochodzą te dary…
I nie myliłem się – pewnego wieczora znalazłem na balkonie kawałek lukrecji owinięty w cieniutką bibułkę, a innym razem – ciemnozielony szalik zrobiony z kawałka jedwabnej, połyskliwej wstążki.
Był gładki i delikatny jak jej dłonie i pachniał bzem, jak jej włosy.
Byłem szczęśliwy.
W tym samym czasie moja rodzina uznała, że nadszedł czas, aby znaleźć mi towarzyszkę życia…
W sobotnie wieczory do dworskiej kuchni ściągały okoliczne skrzaty, ale żadna z przedstawionych mi panien nie budziła echa dzwoneczków w moim sercu.
Któregoś wieczora, gdy zamyślony siedziałem na balustradzie ganku dołączył do mnie dziadek. Prawdę powiedziawszy byłem zaskoczony, bowiem dziadek był małomówny i jak na skrzata mało towarzyski, zaś do młodych odnosił się – jeżeli musiał – z wielką rezerwą.
Prawda, że traktował mnie odrobinę inaczej od czasu, gdy zakradliśmy się nocą do pokoju na poddaszu pokazałem mu pełne gwiazd niebo, jednak tego wieczora zaskoczył mnie jak nikt dotąd.
- Wierność – powiedział zapalając fajkę.
Zapadła chwila ciszy, w której czerwono rozżarzył się cybuszek misternie wyrzeźbiony z korzenia jałowca.
- Wierność – powtórzył dziadek. – My, skrzaty mamy serca inne, niż ludzie. Może dlatego, że nasz czas jest inny. Długi.
Musiałem speszyć się lub zawstydzić i chyba odbiło się to na mojej twarzy, bo dziadek położył mi rękę na ramieniu i uśmiechnął się.
- Miłość…- powiedział pykając z fajki.- Ona jest najważniejsza, bez względu na to, kogo pokochałeś. I chociaż czasami pozostaje tylko twoją tajemnicą powinieneś być szczęśliwy, że dane jest ci kochać.
Kółko błękitnego dymu zbladło i znikło.
A kiedy odwróciłem głowę dziadka już nie było, tylko zapach leśnego tytoniu jeszcze chwile unosił się w powietrzu.
Miłość, pomyślałem szukając na niebie mojej gwiazdy. Tuż nad moją głową, migotały zielonkawym światłem dwa niewielkie punkciki, do złudzenia przypominające oczy Bazylego.
Pomyślałem o tym, jak niezwykła może być miłość. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że można obdzielić nią prawie wszystkich i prawie wszystko – kochałem Bazylego, kochałem moje miasto, Leśnego, rodziców, dziadka , właścicielkę magicznych kolczyków i… glinianego kota z rumieńcami na pyszczku.
Zadziwiające, jak wiele pomieścić mogło moje serce…
Pomyślałem o wszystkich, którzy byli mi bliscy i niby miękki płaszcz otuliła mnie fala ciepła.
Przymknąłem oczy.
Zobaczyłem Bazylego siedzącego w słońcu, dachy mojego miasta i glinianego kota siedzącego na piecu pośród pęczków suszących się ziół.. a na koniec usłyszałem ciche dzwoneczki.
- Kocham was ! – zawołałem i fiknąłem koziołka w chłodną, wonną, nieskoszoną trawę.

cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pt kwi 11, 2008 18:19

:love: :love: :love:
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt kwi 11, 2008 21:15

za dziś :1luvu:
za wczoraj, bo przegapiłam :love:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob kwi 12, 2008 14:20

:king: :king: :king: :1luvu: :1luvu: :1luvu: :1luvu:

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob kwi 12, 2008 20:15

Z sercem przepełnionym miłością kładłem się do snu z pierwszym pianiem koguta, a wstawałem ledwie słońce zdołało wyjrzeć znad wysokiej trawy na łące. Głód syciłem odrobiną mleka i miodu i wybiegałem z domu. Przemykałem się przez powoli budzący się ze snu park na kocie łby rynku, gdzie szemrała fontanna, uśmiechałem się do rzeźbionych drzwi narożnej kamieniczki i przecinając miasteczko, mocząc buty i kubrak w mokrej od rosy trawie , bez tchu dopadałem chaty, gdzie mieszkała stara zielarka.
Ukryty za gipiurową zazdrostką przyglądałem się, jak wnuczka zielarki zaplata cieniutkie, jasne warkoczyki i stawia glinianego kota na oknie, obok doniczki z rozmarynem.
Tak było prawie codziennie.
Moje serce nadało memu życiu swój rytm i nie słyszałem niczego, oprócz jego bicia…Az pewnego dnia za lasem odezwał się głuchy pomruk.
Zatrzymałem się na ścieżce biegnącej przez środek łąki i spojrzałem w niebo.
Było wysokie i błękitne, bez ani jednej chmury, ale mimo to nie mogłem pozbyć się wrażenia, że nadciąga burza.
Pomruk przetoczył się raz jeszcze, odbił głuchym echem od ściany lasu i ucichł.
W koronach drzew na powrót odezwały się ptaki – na początku nieśmiało, aż w końcu powróciły do swych normalnych pieśni.
Z korony starej sosny uniósł się w powietrze pstrokaty jastrząb i głośnym krzykiem oznajmił nadchodzące niebezpieczeństwo.
Kilka polnych myszy, prawie niewidocznych wśród trawy zaszeleściło i znikło.
Jastrząb wzniósł się wyżej i na jeden moment zastygł w powietrzu.
- Szpony i skrzydła – szepnąłem.
Słońce gładziło moje plecy, intensywnie pachniały rozgrzane jego ciepłem zioła, ale wyczuwałem w powietrzu coś obcego, coś, czego należało się bać.
I nie był to ani jastrząb, ani lis, który przemknął tuż obok mnie, ale coś, czego nie znałem.
Postanowiłem zrobić to, co w takich przypadkach doradzał Bazyli :
- Jeżeli nie wiesz, co ci grozi, to od razu uciekaj do domu, oczywiście jeżeli jesteś niedaleko…no i rzecz jasna najszybciej jak możesz.
Puściłem się pędem przez łąkę, zagajnik, park i dziwnie opustoszały rynek i wpadłem do kuchni prawie bez tchu.
Za piecem zgromadziła się cała moja rodzina. Wszyscy mieli twarze poważne i zamyślone, a dziadek raz po raz pykał ze swej fajki
- Coś dziwnego dzieje się w mieście – wyrzuciłem z trudem łapiąc oddech.. – Jest pusto i zza lasu idzie burza…
Ojciec położył mi na ramieniu dużą, ciepłą i szorstką dłoń.
- Ludzie nazywają to wojną, synu – powiedział.
- Ludzie – powtórzyłem. – ale nie skrzaty.
Dziadek wystukał fajkę do popielnika i skubnął brodę.
- Jesteśmy, Kleofasie, ludem baśniowym, ale żyjemy obok ludzi…więc ich świat jest również naszym światem. A ich wojna…
Po raz drugi tego dnia przypomniałem sobie nauki Bazylego i wieczór, kiedy siedzieliśmy pod lasem spoglądaliśmy na dachy kładącego się do snu miasta.
- Zadziwiające, jak bardzo blisko są nasze światy – rzekł Bazyli.
- To chyba dobrze – odparłem, a Bazyli uśmiechnął się kwaśno.
- Z jednej strony tak, a drugiej strony nie. Powiem ci to jak najprościej…jeżeli, dajmy na to spaliłby się dwór ty również zostałbyś bez dachu nad głową… Cały problem polega na tym, że żyjemy za blisko ludzi.
- Za blisko ludzi ! – wykrzyknąłem płonąc świętym oburzeniem. – więc porzuć swój koszyk i przeprowadź się do lasu !
Bazyli pojednawczo trącił mnie no0sem.
- Cóż – mruknął – całe życie podejmujemy wybory. Przenosząc się do lasu musiałbym pozostawić swój koszyk.

cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob kwi 12, 2008 20:22

:strach:
Co będzie dalej :conf:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie kwi 13, 2008 14:22

Dalej to będzie strasznie, ale i pięknie, bo Kleofas przeniesie skarb największy przez te wszystkie czarne lata...

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie kwi 13, 2008 18:33

Sięgnąłem do kieszeni kubraka i wyjąłem z niego własnoręcznie wyrzeźbioną fajkę – cybuszek miała w kształcie kociej główki – rzecz jasna nie miałem takiego talentu jak mój ojciec, ale zarys kociej głowy rozpoznałoby nawet skrzacie dziecko, nabiłem ją jeszcze trochę nieudolnie tytoniem i po raz pierwszy w obecności rodziców zapaliłem. Dziadek i ojciec wymienili znaczące spojrzenia, brat pogroził mi palcem, ale żadne z nich nie odezwało się ani słowem.
Zapadła cisza. Siedzieliśmy nasłuchując , czy aby nie odezwą się leśne bębny, ale las milczał.
Za to w mieście zaturkotały koła wozów, rozszczekały się psy, zarżały konie. Spłoszone gołębie wzbiły się w powietrze połyskując w świetle zachodzącego słońca bielą skrzydeł a na obrzeżach parku zaniepokoiły się sójki.
- Ludzie opuszczają miasto – zawołał mój kuzyn, który zdyszany wbiegł do kuchni.
- Opuszczają miasto !? – wykrzyknąłem zdumiony i zerwałem się na równe nogi.
- Stój, stój – zawołał ktoś za moimi plecami, ale byłem już w sieni .
Przed dworem stało kilku konnych. Konie niespokojnie przestępowały z nogi na nogę, a ze stajni dobiegało niespokojne rżenie siwków.
- Ukryjcie je w lesie – zawołał jeden z jeźdźców. – Jeśli nie chcecie ich stracić, ukryjcie je, na miłość boską !
Najstarszy z rodu Złociejowskich bezradnie rozejrzał się dokoła.
- Nie mogę zostawić kobiet samych – krzyknął. – Wy je ukryjcie !
Młody, jasnowłosy mężczyzna ściągnął cugle, koń zatańczył w miejscu drobiąc smukłymi nogami.
- Nie możemy, nam w drogę – odkrzyknął i grupa jeźdźców galopem opuściła podwórze.
Stary rozejrzał się dokoła.
Wiatr rozwiał jego włosy, białe niczym grzywy siwków.
Wyszedłem z ukrycia i wspiąłem się na bramę tak, aby znaleźć się na wysokości twarzy Złociejowskiego.
- Jeżeli pozwolicie – powiedziałem i ukłoniłem się głęboko – ja ukryję konie. Jestem Kleofas, wasz skrzat, nie poznajecie mnie ?
- Śnię chyba – rzekł stary i oparł się o bramę. – Ale to dobry sen.
- Panie – powtórzyłem ciągnąc go za rękaw marynarki. – Dajcie mi konie.
- Niech więc sen trwa – rzekł stary i wyciągnął rękę. Zeskoczyłem z bramki na jego ramię.
Owiał mnie zapach tytoniu i lawendowej wody po goleniu. Weszliśmy w półmrok stajni konie powitały nas cichym rżeniem odwracając ku nam delikatne głowy.
Z ramienia starego przeskoczyłem, na grzbiet siwka i mocno złapałem się grzywy.
- Z Bogiem – rzekł stary uderzając konia ręką w zad. Siwek zarżał i ruszył przed siebie.
- Do lasu – zawołałem przytulając się do końskiej szyi. – Ja, Kleofas, skrzat domowy nakazuję ci biec do lasu !
Koń przechylił głowę i zarżał. Pod kopytami zadudniła ziemia i owiał mnie chłodny, pachnący dymem wiatr.
Inne konie ruszyły w ślad za nami i poprzez tętent kopyt usłyszałem czyjś cichy płacz.
- Dziadku, domowy płacze – dobiegło do moich uszu i poddałem się pędowi.
Las był zadziwiająco niedaleko, wydało mi się, że ledwie opuściłem dwór już poczułem zapach sosen i usłyszałem szum stuletnich dębów. Gałęzie smagały mnie po plecach, zgubiłem czapkę a we włosy wplątały mi się jakieś wędrowne nasiona – ale wraz z końmi byłem już bezpieczny.
- Przed siebie – szeptałem kierując wierzchowca na Polanę Zgromadzeń. Koń posłusznie pobiegł, gdzie mu kazałem.
Cały czas miałem nadzieję, że na polanie napotkam Leśnego, ale dokoła mnie było pusto.
Ponad lasem natomiast przetoczył się głuchy pomruk. Zadrżały korony drzew.
Zsunąłem się na ziemię i dobiegłem do powalo9nego pnia. Obok, w trawie, na którą upadła już wieczorna rosa stały leśne bębny.
Uderzyłem w jeden z nich ręką, ale tylko zamruczał niby kot i zamilkł. Uderzyłem ponownie.
Niestety, byłem zbyt mały i co za tym idzie zbyt słaby – bęben warknął i zamilkł.
Grzmot przetoczył się bliżej, tak blisko, że z drzew posypały się liście, a pomiędzy pniami błysnęło , jak gdyby rzeczywiście zbierało się na burzę.
- Kły i pazury – szczeknął lis , chwycił mnie za kubrak i wciągnął z zarośla.
- Konie ! – zawołałem.
- Są bezpieczne – syknął lis wypuszczając z zębów połę mojego kubraka. Odwróciłem się i spostrzegłem, że konie zniknęły, jakby zapadły się pod ziemię.
Zagrzmiało. Lis odsłonił ostre, żółte zęby i zawarczał, zupełnie jak pies.
A za chwilę nad naszymi głowami rozpętało się piekło.
Lis przycisnął mnie łapą do ziemi, ale czułem, jak drży i jeży sierść na karku.
A kiedy wszystko ucichło powarkiwał jeszcze i nerwowo kłapał zębami, jakby chciał ugryźć niewidzialnego wroga.
W zaroślach zarżał koń, inne odpowiedziały mu z głębi lasu.
Odetchnąłem z ulgą, choć jeszcze dzwoniło mi w uszach.
- Bum – bum – bum – odezwał się bęben.
Wyczołgałem się z zarośli.
Leśny diabeł o futrze koloru paproci uderzał weń otwartą dłonią.
Głos bębna, niski i posępny niósł się po lesie.
Zauważyłem, że jeden z rogów diabła jest złamany i przeszedł mnie dreszcz.
A kiedy z gęstwiny wynurzył się Leśny pomyślałem, że być może śni mi się straszny sen, z którego za chwilę obudzę się i spojrzę w ciepłe, zielone oczy Bazylego.
Ale sen trwał. Spojrzałem na osmaloną od ognia twarz Leśnego, na nieruchome ciało jakiegoś stworzenia i zakręciło mi się w głowie. Wsparłem się na boku lisa, aby nie upaść, ale na szczęście nikt nie dostrzegł mojej słabości.
Leśny uniósł dłoń, ogromną jak liść kasztana i rzekł :
- Dziś śmierć przeszła przez nasz las…
Dostrzegł mnie u boku lisa i wyciągnął swoją ogromną dłoń.
- Przykro mi, Kleofasie, że trafiłeś tutaj tej nocy…Jesteś jeszcze taki młody. Powinieneś jeszcze wierzyć w baśnie.
- Panie – odezwałem się sam nie wiedząc, kto lub co dyktuje mi moje słowa. – Panie, i ty i ja jesteśmy częścią baśni, czy jest ona dobra, czy jest zła…Kiedy dzieje się ta zła, musimy ocalić tą dobrą…
- Słusznie mówi – zaszeptali zebrani, a Leśny pochylił; głowę.
- Kleofasie Wieczysty – powiedział uroczyście – od dziś jesteś dorosłym. Możesz z fajką zasiadać w naszym gronie i pić z nami leśne wino. Ale teraz wracaj do domu, do ludzi. Konie pozostaną pod moją opieką.
Byłem tak przejęty, że nie mogłem wymówić ani słowa, więc tylko się ukłoniłem i wycofałem w mrok.
Lis ruszył za mną.
- Wyprowadzę cię z lasu – powiedział.
Koronami drzew poruszył silny wiatr. Zerwał kilka żółknących liści i przeczesał paprocie.
- Bum – bum – bum – zadudniło mi w uszach, ale nie były to leśne bębny, tylko moje serce, przepełnione dziwnym lekiem.
Wiatr zawiał jeszcze silniej.
Lis przystanął i poruszył uszami.
Zatrzeszczały gałęzie drzew, a z głębi lasu dobiegł głuchy ni to jęk ni to płacz, tak przejmujący, że aż przeszedł mnie dreszcz.
-Wracamy- szczeknął lis. W ostatniej chwili wskoczyłem mu na grzbiet i lis pomknął na przełaj ku polanie.
Była pusta. Leśne bębny milcząc stały w trawie, a przedziwny szloch ponownie dobiegł
spomiędzy drzew.
Lis przebiegł jeszcze kawałek i zatrzymał się.
Między drzewami dostrzegłem wysoką postać Leśnego. Pochylał się nad powalonymi pniami, podnosił połamane gałęzie i to właśnie z jego piersi wyrywał się ów jęk.
- Opłakuje ranne drzewa – szepnął lis. Zeskoczyłem z jego grzbietu, ale przytrzymał mnie zębami.
- Nie przeszkadzaj – powiedział i zobaczyłem w jego oczach dwie złote gwiazdy.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie kwi 13, 2008 18:46

smutne.....
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie kwi 13, 2008 19:01

smutne, ale i piekne...
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon kwi 14, 2008 18:43

16



Lis odprowadził mnie na skraj lasu.
W powietrzu unosił się gryzący zapach dymu unoszącego się nad łąką, a drogą przeciągał sznur wozów.
Koła przeraźliwie skrzypiąc grzęzły w pisku.
Pierwszy powiew wiatru uniósł leżące w trawie zeszłoroczne, suche liście, zakręcił nimi młynka i ucichł.
Płótna pokrywające wozy wydęły się i opadły.
W drugim porywie wiatru stęknęły stuletnie dęby, zaskrzypiały srebrzyste buki.
Wiatr przeleciał; przez las, targnął przydrożnymi zaroślami, zaskowyczał jak pies i porwał w górę garść piasku. Drobne ziarenka zabębniły o płótno jak deszcz.
Piasek ponownie zawirował, uniósł się w górę porywając liście, kręcąc młynka strzępami papieru i zrywając ludziom z głów śmieszne, szpiczaste czapki.
- Leśny gniewa się – szepnął lis i po psiemu przypadł do ziemi.
Tymczasem wirujący na środku drogi lej urósł, przetańczył przez łąkę porywając resztki siana i kręcąc się jak bąk przesunął się ku wozom.
Patrzyłem jak zahipnotyzowany jak slup powietrza sięgający nieba omija wozy i wpada na kolumnę pieszych.
W kurzawie zawirowały figurki ludzi, małe niby szmaciane lalki.
Zamknąłem oczy, bo piasek wpadał pod powieki piekąc żywym ogniem, a kiedy je otworzyłem na drodze było dziwnie pusto, tylko konie zaprzężone do wozów stały na poboczu rżąc nerwowo i kładąc uszy po sobie.
Pierwsze, ciężkie krople deszczu błyskawicznie wsiąkły w piasek.
Niebo nagle rozjaśniło się a z oddali, spomiędzy chmur dobiegł głuchy, klekoczący dźwięk.
- Burza…- szepnąłem z ulgą i pożegnawszy lisa pobiegłem w kierunku domu. Wiatr, wiejący mi w plecy sprawiał, że chwilami unosiłem się w jego podmuchu niby liść, poddawałem się pędowi i na wpół przemoczony, zziębnięty dotarłem w końcu przed bramę dworu.
Dwór stał nietknięty, skulony pomiędzy drzewami, a w jego oknach raz po raz odbijało się sine światło błyskawic. Otwarte drzwi stajni skrzypiały kołysząc się na wietrze.
Zza pieca dobiegły mnie glosy moich bliskich, ale pierwsze kroki skierowałem do mrocznej jadalni, gdzie siedział stary Złociejowski wpatrując się w zwęglone polana.
- Panie – powiedziałem ciągnąc go za połę bonżurki – konie są bezpieczne, gdy nadejdzie czas powrócą do domu.
Starzec pokiwał głową.
- Tak ongiś bywało – rzekł nie odwracając oczu od paleniska. – Baśń splatała się z życiem, a życie z baśnią…I proszę, oto sam dożyłem takiej chwili…
Wycofałem się cicho do kuchni i wślizgnąłem za piec. W kawałku stłuczonego lustra przed którym moja matka co rano czesała włosy zobaczyłem swoją twarz – osmalona od ognia, z włosami starczącymi na wszystkie strony. Bez słowa zwaliłem się na posłanie i zapadłem w sen, w którym Leśny szedł wyjąc od drzewa do drzewa, podnosząc gałęzie, opatrując odłupaną korę, tuląc do szerokiej, zielonej piersi strzaskane pnie…


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto kwi 15, 2008 6:24

smutne, a to pewnie dopiero początek złego :cry: :cry: :cry:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: jrrMarko, Majestic-12 [Bot], pibon i 17 gości