Ja tylko jedną koteczkę mam z Poznania, ale to nie ją kupiłam na raty...
To prawda, że w Krakowie jeszcze nie ma hodowli norwegów.... tylko, że ja myślałam "przyszłościowo" , bo wiem, że nie teraz chcesz kupić kociątko... wiem że jedna już się szykuje... i to ze wspaniałą koteczką, w której zresztą zakochałam się, zanim jeszcze futrzaki znalazły się u mnie w domu

niestety była już zarezerwowana .... i jeszcze jedna, ale to na razie są plany... i pewno jeszcze kilka, o których nie wiem...
... prawda jest taka, że powstaje coraz więcej hodowli... i to nie znaczy, że nowa, to gorsza... na wystawach pojawia się coraz więcej młodziutkich norwegów i czasami mam okazję poznać właścicieli.... muszę przyznać że są to wspaniali ludzie, bardzo kochający koty...
Myślę, że syberyjczyków dotyczy to samo... chociaż ja cieszę się, że trafiłam (przypadkiem) w środowisko norwegowców... to super ludzie i tworzymy świetną paczkę.... nie ma głupiej rywalizacji, a właśnie wspieranie i pomaganie sobie nawzajem... wiele się od nich nauczyłam
... i cieszę się, że dzięki norwegom poznałam tak wspaniałą kobietę, jaką jest hodowczyni od Tygrysa. To ona była ze mną, gdy umierała Sissunia... ona rzucała wszystko i przyjeżdżała do kliniki, by być z nami... ona uczyła mnie, jak pożegnać się z Sissunią i odprowadzić ją na tęczowy mostek (jeździła na kursy "jak rozmawiać ze zwierzętami") i dzięki temu ostatnie chwile z Sissi były brawdziwą magią... nigdy tego nie zapomnę... gdyby nie ona, chyba bym nie puściła Sissi, albo poszłabym razem z nią... i pochowała ją na swoim cmentarzyku, razem ze swoimi pieskami. Wtedy nie miało znaczenia, że Sissi nie jest norwegiem z jej hodowli, że w ogóle nie jest rasowcem...
Myślę, że zyskałam podwójnie... mam wspaniałych przyjaciół w postaci kotów, ale też dzięki nim mam wspaniałych przyjaciół-ludzi... myślę więc, że to nie ważne, skąd mamy i jakiego kotka... los sam nas postawi w odpowiednim czasie - we włściwym miejscu...
