
Trzy wspaniale kocie istotki potrzebuja super domkow. Sa u mnie na tymczasie dzieki jopop (tak tak, "dzieki" a nie "przez" hehe

Zaczne od dziewczynek:
Przyjechaly do mnie jakos tak w styczniu, troche poldzikie, ale i tak lepsze niz Bialy, z ktorym dogadac sie nie moglam, bo on do mnie tylko pyskiem i pazurami, a ja nerwowa



Male dostaly imiona:
Klaudia - czarna koteczka z bialym zabotem, biala plamka na brodce, bialymi koncami lapek (na prawej tylnej ma obwodke wygladajaca jak podwiazka

Dymsia - serbrno-szara, dymna koteczka, ktora poczatkowo zachowywala sie jak pewien znany mi kocurek, zatem podejrzewajac inna plec, miala byc "Dymsza", ale jednak orzecznictwo weta okazalo sie prawidlowe, zostala Dymsia. To jest strachulec pierwszej wody. Wyciagnieta reka to powod do ucieczki i wcisniecia sie w najdalszy kacik. Przyjechala wygladajac na bardziej zdrowa niz Klaudia, ale obie dostawaly Unidox i masc do oczu. Kiedy juz obie wygladaly jakby po kk sladu nie bylo, Dymsia zrobila mi jazdy zdrowotne: zaczela wymiotowac, przestala jesc, slaniala sie na nogach ... Jak probowalam jej wmusic papke conva lub wode, walczyla strasznie. Czasem sama pila wode. Zeby nie musiala nic gryzc lub przezuwac, dostay maluchy gerberki. Wreszcie zafundowalam jej mala porcje bezopeta (bo futerko ma kitulka takie puszysto-dlugawe, i sporo go na podlodze znajduje). Bojac sie, ze to jednak moze byc pp, ktoregos wieczora podjelam decyzje, ze jade do kliniki - ale rano juz wymiotow nie bylo, Dymsia wsuwala gerberka az jej sie uszy i ogon trzesly, i wszystko wrocilo do normy.
W lutym, kiedy sluzbowo wyjezdzalam na dluzej, Dymsi uaktywnil sie grzybek - wylysiala jej lapka (choc najpierw tego z grzybem nie skojarzylam, bo po prostu byla lysa rozowa lapka, bez jaki grudek/zarodnikow czy cos). Przy wizycie u weta, Dymsia od razu zostala zakwalifikowana na ketokenazol, ale i u Klaudii placuszek grzybny (taki z zarodnikami) zostal odkryty.
Psikniecie specjalem dlugotrwalym nic nie pomoglo. Po kolejnym tygodniu Dymsia miala wylysiale cale podgardle, oprocz lapki, a Klaudia placek grzybowy obok placka na calym lepku, potem przy lopatkach i na ogonku.
Ketokenazol trafil na stale do menu, a przy okazji mizianek wszystkie placki byly smarowane clotrimazolem.
Odpukac - grzyb sie wycofal. Tylko ze ... Dymsia spokoju chyba nie lubi, bo ledwo grzyb sie zaczal cofac, dostala jakis krostek pod gardlem. Ja obstawiam, ze to reakcja watroby na ketokenazol, a wetka, ze to uczulenie na whiskasa. Whiskas odstawiony, leki majace zlagodzic te krosty/wysypke przez tydzien byly podawane, a kicia coraz bardziej sobie to rozdrapywala - ma juz krwawe strupy pod gardlem, przy pyszczku i nad lukami brwiowymi (o ile u kotow tez to sie tak nazywa). Zobaczymy, co wymysli wetka przy kolejnej wizycie.
Ja ze swej strony postanowilam odstawic maluchom ketokenazol - chocby po to, by zobaczyc czy te krosty zaczna znikac (a przynajmniej nie pojawiac sie w nowych miejscach

W kazdym razie, Klaudia - zdrowa, slodka i zabawna koteczka, moze sie przeprowadzic do jakiegos fajnego domku chocby zaraz.
Dymsia jeszcze wymaga troche staran - wiec jesli chetny na nia domeczek woli zdrowego kota, to chwila cierpliwosci bedzie konieczna

Fotki wstawie troche pozniej - musze je zaladowac najpierw.
A za chwile 3x3 Zuzia
